"RODZINA PARAFIALANA": Przez dwa lata po święceniach pracował Ksiądz w naszej parafii. Jak z perspektywy czasu ocenia Ksiądz naszą wspólnotę i swą służbę kapłańską na Świerczewie?
X. Pajor: Tak, to były dwa lata, tylko dwa lata. A upłynęło już prawie dziesięć, gdyż wyjechałem do Niemiec 16 czerwca 1987 roku. Mam wiele miłych wspomnień z pobytu w Poznaniu. Były to moje pierwsze doświadczenia duszpasterskie. To, że spotkałem właśnie w Waszej parafii wielu ludzi oddanych Kościołowi, stanowiło dla mnie wówczas bardzo ważne doświadczenie. Często wspominam ten czas i opowiadam znajomym w Niemczech. Tym, co mi imponowało na Świerczewie, był wielki "potencjał" parafii. Mam tu na myśli różne osoby, posiadające najrozmaitsze zdolności i charyzmaty, których przecież tak bardzo potrzeba Kościołowi. Świadomość, że jestem otoczonym tylu zaangażowanymi osobami, pozbywała mnie lęku, jaki zawsze tam powstaje, gdy człowiek ponosi odpowiedzialność za bardzo ważne sprawy.
R. P.: Co zdecydowało o wyjeździe Księdza do Niemiec?
X. P.: Pytanie to zadawano mi wiele razy. Zawsze sprawiało mi ono pewną trudność i zmuszało do refleksji. Właściwie muszę wyznać, że nie wiem, co ostatecznie zdecydowało o moim wyjeździe do Niemiec. Po prostu nie wiem! Nigdy nie myślałem o takiej "przygodzie". W czasie studiów seminaryjnych byłem zainteresowany włoskimi Kongregacjami, którym brakowało i ciągle brakuje księży. Przypominam sobie jedną rozmowę na ten temat z Księdzem Tadeuszem, który posiadał doświadczenia z Niemiec. Wydaje mi się, że ta rozmowa dodała mi odwagi, gdy nosiłem się z zamiarem wyjazdu do Niemiec.
R. P.: Jak doszło do powstania polskiej wspólnoty filipińskiej w Niemczech? Jak się ona rozwijała i jaki jest jej stan dzisiejszy?
X. P.: Jedenaście lat temu wyjechał ks. Władysław Borowiecki ze wspólnoty tarnowskiej do Niemiec. Miał kontakt z pewnym tutejszym dziekanem. Również nasz biskup (Josef Homeyer) był bardzo zainteresowany tego rodzajem wspólnoty kapłańskiej. Kiedyś powiedział mi, że jako młodego kapłana fascynowała go osobowość św. Filipa Neri i idea Oratorium. W 1987 roku rozpoczęliśmy w czwórkę tworzenie nowej Kongregacji w Goslar - Grauhof. Już w pierwszych czterech latach dołączyło się czterech kleryków, między innymi Andrzej Tenerowicz, który odbywał diakońską praktykę na Świerczewie. Potem dochodzili dalsi księża (z Bytowa, Tomaszowa Mazowieckiego i nawet jeden z Rzymu). Obecnie istnieją trzy domy (12 filipinów) na terenie diecezji Hildesheim. Dotychczas tylko dom w Celle stanowi samodzielną Kongregację, inne natomiast ubiegają się o taki status. Praca nasza sprowadza się przede wszystkim do duszpasterstwa parafialnego. Kongregacji w Celle, do której przynależę, powierzył ordynariusz duszpasterstwo w pięciotysięcznej parafii Św. Ludwika w Celle oraz w dwóch mniejszych parafiach poza miastem. Miasto Celle liczy około 72 tys. mieszkańców. Z tego tylko 10% stanowią katolicy, tworząc trzy parafie.
R. P.: Jaki jest stosunek środowiska niemieckiego do polskich księży?
X. P.: Środowisko niemieckie jest z natury bardzo krytyczne. Przejawia się to również w Kościele i w życiu religijnym. Autorytet moralny trzeba sobie powoli zdobyć - tego się tu nie otrzymuje na kredyt. Nie ulega wątpliwości, że to krytyczne nastawienie -niekiedy połączone z nieufnością - wobec polskiego księdza jest stosunkowo większe jak wobec "swojego". Niemcy mają powody ku temu. gdyż - na przykład w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych - przyszło tu sporo księży ze śląskich i pomorskich diecezji, którzy niekoniecznie wykazali się wielką gorliwością kapłańską. Czyż można powiedzieć, że w Polsce obdarzają wierni każdego księdza sympatią i życzliwością, że jest Polakiem w polskiej parafii?
Moje osobiste doświadczenia z Niemcami są bardzo pozytywne. Mam wielu znajomych i przyjaciół. Niestety, najczęściej brak czasu nie pozwala mi na tego rodzaju kontakty.
R. P.: Jak w tej sytuacji wygląda praca parafialna?
X. P.: Jest to bardzo obszerne pytanie, dlatego mogę tu tylko wymienić kilka przykładów bez dalszych wyjaśnień. Niewątpliwie dużą rolę odgrywają tu ludzie świeccy. W każdej parafii istnieją obowiązkowo dwa gremia: Pfarrgemeinderat i Kirchenvorstand. Rada Parafialna zajmuje się wyłącznie sprawami duszpasterskimi i pastoralnymi (np. przygotowanie Świąt i uroczystości parafialnych, kontakty ekumeniczne, przygotowywanie rożnych akcji duszpasterskich itp.). Wybory odbywają się co cztery lata i są tajne. Proboszcz należy do tego gremium, ale nie jest jego przewodniczącym - jest normalnym członkiem z prawem weta. Rady Parafialne, chociaż stanowią gremium doradcze, to jednak odgrywają coraz to większą rolę. Drugie gremium zaś przepisane odpowiednim konkordatem, który reguluje stosunki między państwem a Kościołem. Zadaniem Komitetu Parafialnego, któremu proboszcz przewodniczy, jest zarządzanie majątkiem parafii, robienie budżetu, zatrudnianie lub zwalnianie osób, jeśli parafia posiada np. własne przedszkole lub dom starców.
Obecnie mówi się dużo i zaczyna praktykować tzw. kooperative Seelsorge i kooperative Gemeindeleitung. Ze względu na duży brak księży łączy się dwie lub nawet trzy parafie w tzw. Seelsorgeeinheit. Praktycznie oznacza to bliską współpracę dotyczących parafii, przejęcie jeszcze większej odpowiedzialności przez laikat oraz uczestniczenie Świeckich w zarządzaniu parafia (to ma na myśli wyrażenie, 'kooperative Gemeindeleitung').
Innym ciekawym elementem niemieckiego duszpasterstwa jest zorientowanie katechezy sakramentalnej na parafię. Dzieci i młodzież mają religię w szkole, podobnie jak od kilku lat w Polsce. Mimo to przygotowanie do pierwszej komunii św. i do bierzmowania trwa cały rok i odbywa się w parafii. Można by wymienić kilka punktów wskazujących na mocne zakorzenienie tej katechezy w życiu parafialnym, np.: prowadzenie katechezy przez samych rodziców (ksiądz przygotowuje rodziców do tego zadania), katecheza odbywa się w pomieszczeniach parafialnych, dzieci przygotowują Msze i nabożeństwa. Przez takie powiązanie uczestniczy w jakiś sposób cala parafia w tego rodzaju katechezie.
R. P.: Jak układają się stosunki z protestantami?
X. P.: W naszej diecezji, która terytorialnie jest bardzo duża, bo rozciąga się Gettyngi aż do Bremen, katolicy są zdecydowaną mniejszością (ok. 10%). W klasach szkolnych jest najwyżej dwoje lub troje katolickich dzieci, prawie każde małżeństwo to małżeństwo mieszane (katolik -ewangelik). Czasem doświadcza się więc uczucia "mniejszego brata". To z kolei, jak twierdzą protestanci, działa mobilizująco na katolików. Pomimo tej faktycznej sytuacji i wspomnianych odczuć nieustannie rozwijają się starania ekumeniczne. W ciągu roku jest wiele wspólnych akcji, nabożeństw i różnych spotkań. Często proszą mnie różne grupy protestanckie o jakiś referat, np. o papieskiej encyklice "Veritatis splendor". W marcu zorganizowaliśmy w naszym "Pfarrzentrum" wielką wystawę współczesnej sztuki sakralnej wspólnie z luteranami i kalwinistami, u których to, jak wiadomo, sztuka (obraz) nie jest mile widziana.
R. P.: Jak ocenia Ksiądz stan Kościoła katolickiego w Niemczech?
X. P.: Pytanie to przerasta moje siły. Wszelkie oceny tego typu są niebezpieczne. Dlatego nadmienię tylko dwie rzeczy. Po pierwsze chciałbym wskazać na pewien stan faktyczny, który powstał w Niemczech po zjednoczeniu. Otóż do zjednoczenia prawie wszyscy Niemcy (zachodni) byli chrześcijanami (ok. 50% katolicy i ok. 50% protestanci). Po zjednoczeniu natomiast mamy ok. 33% katolików, ok. 33% ewangelików i ok. 33% ateistów.
Po drugie synod, jaki zakończył się przed trzema laty w naszej diecezji, stwierdził, że obecny stan Kościoła i naszych parafii nie jest zadowalający, bo brakuje księży, bo coraz mniej ludzi w kościołach (przede wszystkich młodego pokolenia), bo sakramentów udziela się ludziom nie praktykującym itd. Uczestnicy synodu odkryli-bowiem w sobie tęsknotę za tym. aby być Kościołem na inny sposób. Drogę do osiągnięcia tego celu nazywa się ewangelizacją. T a zaś musi się rozpocząć w sercu każdego człowieka Pierwsze doświadczenia na tej drodze napawają dużym optymizmem.
R. P.: Które z doświadczeń niemieckich uznaje Ksiądz za godne przeniesienia na grunt polski (szczególnie jeśli chodzi o pracę parafialną)?
X. P.: Możnaby się najpierw nad tym zastanowić, jakich doświadczeń nie powinno się w żadnym wypadku naśladować To, co mam na myśli, dotyczy postawy etycznej człowieka wobec dóbr materialnych i zachowania odpowiedniej hierarchii wartości. Wydaje mi się, że spora część społeczeństwa zachodniego ulega pokusie konsumpcjonizmu, czego owocem jest materializm praktyczny - co prawda nie neguje się istnienia Boga, ale żyje się tak, jak gdyby Bóg nie istniał.
Bez wątpienia pozytywnym i ważnym doświadczeniem jest uświadomienie ludziom świeckim tego teologicznego faktu, że na podstawie sakramentu chrztu i bierzmowania ponoszą odpowiedzialność -obok ich duszpasterza - za życie religijne rodziny parafialnej i tym samym za przekazanie wiary przyszłemu pokoleniu. Kościół nie potrzebuje takich członków, które potrafią wyłącznie "konsumować", być zaspokojonymi. Chodzi o przejście od poczucia zaspokojenia własnych potrzeb przez instytucję) do odpowiedzialnej i zatroskanej o innych postawy chrześcijańskiej. Dokonanie tego przejścia prowadzi do konkretnego zaangażowania w parafii.
Wydaje mi się, że duszpasterstwa tu w Niemczech posiada bardziej personalny charakter. Podam tu może taki przykład. Przed chrztem dziecka nie "zgłasza się chrztu w biurze parafialnym". Oczywiście nawiązuje się kontakt z duszpasterzem informując go o zamiarze chrztu. Ten zaś umawia się z nimi na rozmowę przedchrzcielną, która odbywa się w mieszkaniu rodziców, i gdy to możliwe z udziałem rodziców chrzestnych. Rozmowna taka trwa dwie do trzech godzin. Tu istnieje większa możliwość nawiązania osobistego kontaktu, poznania ludzi, a przede wszystkim rozmowy na tematy religijne. Często, gdy rodziców zapytam, dlaczego chcą właściwie, aby ich dziecko zostało ochrzczone, obserwuję najpierw wielkie zdziwienie (jak można tak pytać?) a następnie jeszcze większą irytację i bezradność. Takiej rozmowy nie mógłbym nigdy przeprowadzić w moim biurze.
R. P.: Wróćmy jeszcze do osoby Księdza. Doktorat zdobył Ksiądz na poznańskim Papieskim Wydziale Teologicznym na podstawie pracy z myśli Junga. Co dalej z pracą naukową?
X. P.: Praca w parafii, z ludźmi przynosi mi wiele satysfakcji, dlatego nigdy nie chciałbym z niej zrezygnować - jest moją pasją. Praca ta jednak, u schyłku XX wieku, stała się jednak bardzo wymagająca. Duszpasterz naszej epoki musi być bardzo dobrze przygotowany w wielu zadań, bo ma konkurentów poza środowiskiem kościelnym, który dysponują fachową wiedzą. Mam tu na myśli różne formy poradnictwa. Od księdza wymaga się również fachowej wiedzy i to nie tylko z dziedzin teologicznych. Ten stan rzeczy zmusza każdego księdza, również i mnie do ciągłego pogłębiania wiedzy naukowej. Staram się zatem tego zadania, które sprawia mi dużo radości, nie zaniedbywać. Przy dalszym zachowaniu systematyczności może mi się udać sfinalizowanie czegoś nowego.