Coroczne, grudniowe obchody powstania, okrągłe rocznice obchodzone w latach kończących się na "8", nieco zniekształcają nasz obraz powstania wielkopolskiego. Bo przecież w chwili jego wybuchu do końca 1918 roku zostały jeszcze tylko cztery dni, główne zaś wydarzenia, które miały zadecydować o jego powodzeniu lub klęsce, dokonały się w roku 1919. I tak opanowywanie stolicy Wielkopolski przez Polaków trwało kilka dni. Niektóre ze stacjonujących w mieście oddziałów pruskich poddały się po dłuższym lub krótszym oporze, inne opuściły miasto na honorowych warunkach. Ostatni akt wyzwalania Poznania dokonał się dopiero 6 stycznia, gdy opanowany został ostatni punkt kontrolowany przez Niemców, punkt o istotnym znaczeniu strategicznym - lotnisko na Ławicy. Tu już nie było miejsca na powstańczą spontaniczność i improwizację: plan zdobycia Ławicy starannie przygotowano, zaś o polskim zwycięstwie zadecydował artyleryjski ostrzał lotniska.
W tym czasie od poznańskiego centrum niczym kręgi po wodzie, rozlewała się po całej wielkopolskiej ziemi powstańcza fala. Wszędzie po wsiach i miasteczkach Polacy zajmowali niemieckie urzędy: dworce, poczty i ratusze i wywieszając polskie flagi proklamowali objęcie władzy. W Gnieźnie wojsko niemieckie poddało się po krótkiej walce, we Wrześni powstańcy otoczyli żołnierzy 46 pułku piechoty podczas apelu porannego i wymusili ich kapitulację. Podobne scenariusze miały miejsce także i w mniejszych ośrodkach, gdzie oddziały niemieckie albo nie podejmowały prób oporu, albo ulegały szybko wyzwolicielskiemu entuzjazmowi Poznańczyków. Bardziej skomplikowana sytuacja wytworzyła się niedaleko Gniezna, pod Zdziechową, gdzie 29 grudnia przybyły oddziały niemieckie z Bydgoszczy, które mogły podjąć niebezpieczną akcję przeciw rozwijającemu się powstaniu. Próba ich rozbicia nie powiodła się i dopiero w trakcie rokowań z Niemcami udało się polskim parlamentariuszom tak zręcznie zaagitować niemieckich żołnierzy, że ci - pomimo oporu oficerów - złożyli broń. To dobry przykład demoralizacji i rozprzężenia panującego w zmęczonych długotrwałą wojną i przeżartych rewolucyjną agitacją oddziałach niemieckich. Bardzo to sprzyjało rozprzestrzenianiu się powstania w pierwszych kilkunastu dniach powstania.
Skądinąd upojeni odniesionym pod Zdziechową sukcesem powstańcy sformowali oddział, na którego czele stanął ppor. Paweł Cyms i ruszyli na Kujawy przenosząc tam powstanie i doprowadzając do zdobycia Strzelna, Kruszwicy, Inowrocławia. Choć niektórym marzyło się przeniesienie powstania aż na Pomorze to nie było jednak możliwe. Oddziałom powstańczym brakowało przecież wojskowego wyszkolenia, broni, a także i kadry dowódczej: ponieważ Polacy zasadniczo nie robili kariery w wojsku pruskim brakowało nam wyszkolonego korpusu oficerskiego, szczególniej, gdy chodziło o wyższych oficerów. Do tego zbytniemu rozszerzaniu powstania sprzeciwiło się polskie kierownictwo polityczne, skupione - jak wiemy - w Komisariacie Naczelnej Rady Ludowej.
Bo i polityczna sytuacja była skomplikowana, tak iż kierownictwo polskie stanęło wobec niełatwego zadania. Naczelna Rada Ludowa i jej Komisariat pozostawały w ścisłym związku z Komitetem Narodowym Polskim (KNP) w Paryżu, uznawanym przez aliantów za polską reprezentację narodową. Alianci zaś pozostawiali kwestię losu ziem polskich pod niemieckim panowaniem rozstrzygnięciom kongresu pokojowego. Stawianie ich przed faktami dokonanymi wprowadzało nowy element do sytuacji politycznej i było działaniem dość ryzykownym, bo mogącym być zdyskontowanym przez dyplomację niemiecką, jako przykład polskiej agresji. Dlatego też kierownictwo polityczne - w porozumieniu z KNP - starało się raczej sprowadzić powstanie do demonstracji politycznej, sądząc, że o losie ziem polskich i tak zadecyduje kongres. Z kolei również i władze w Warszawie: naczelnik Józef Piłsudski i rząd socjalisty Jędrzeja Moraczewskiego, nie bardzo byli zainteresowani tworzeniem konfliktu z Niemcami, zważywszy na fakt, iż wobec pozostawania na wschodzie ok. miliona żołnierzy frontu wschodniego młode i słabe państwo polskie mogło być łacno wzięte w "dwa ognie" przez siły niemieckie i zduszone.
Dlatego też Komisariat Naczelnej Rady Ludowej przyjął początkowo postawę koncyliacyjną, bynajmniej nie wypowiadając posłuszeństwa władzom w Berlinie. Wprawdzie hamowało to rozwój działań powstańczych, ale też - co trzeba podkreślić - wprowadzało element dezorientacji do działań władz niemieckich i przynajmniej na jakiś czas wstrzymywało podjęcie poważniejszej antypowstańczej ofensywy, co było możliwe wobec pozostawania w Pile i Bydgoszczy silnych nadal - pomimo wojennego i rewolucyjnego rozprzężenia - oddziałów niemieckich. Zarazem jednak Komisariat NRL rozpoczął stopniowe porządkowanie sytuacji. W sensie politycznym oznaczało to nie tylko opanowanie niemieckiego aparatu administracyjnego, ale i także zlikwidowanie konkurencyjnego ośrodka władzy, jakim były - jak pamiętamy - rady robotnicze i żołnierskie. Istotnym krokiem ku ukształtowaniu nowego stanu rzeczy miała decyzja Naczelnej Rady Ludowej z 3 stycznia 1919 o przejęciu pełni władzy w Wielkopolsce. Początkowo decyzja ta została utajniona: dopiero 8 I poinformowano o tym rząd pruski w Berlinie, wyrażając przy tym nadzieję, iż nie będzie miał on nic przeciw tym zarządzeniom. Był to wyraz uznawania nadal formalnej przynależności do państwa pruskiego. Następnego dnia, 9 stycznia, decyzję NRL obwieszczono poznańskiej opinii publicznej, co wymogło decyzje Wydziału Wykonawczego poznańskiej Rady Robotniczej i Żołnierskiej o samorozwiązaniu się. To oznaczało, iż jedyną władzą w Poznańskiem pozostała NRL z Komisariatem pełniącym de facto funkcję rządu.
Podległość władzom berlińskim NRL z każdym dniem stawała się coraz bardziej fikcyjna. Natomiast władze poznańskie nawiązały ściślejszą więź z władzami Rzeczpospolitej w Warszawie: ułatwił to fakt, iż po ustąpieniu lewicowego rządu Moraczewskiego premierem został Ignacy Paderewski, w którego gabinecie dwie teki przekazano działaczom gospodarczym z Poznania: Kazimierzowi Hąci i Józefowi Englichowi. Odtąd ścisła współpraca poznańskiego Komisariatu NRL, warszawskiego MSZ i paryskiego Komitetu Narodowego Polskiego świetnie służyła obronie zdobyczy powstańczych na arenie międzynarodowej. Skądinąd warto zwrócić uwagę na fakt, iż w styczniu 1919 roku, Wielkopolska już nie należąca do Niemiec, ale jeszcze nie należąca do Polski zyskała rangę niezależnego de facto państwa; państwa wszelako szczególnego - rzec można - przejściowego, bowiem zorientowanego nie na utrzymanie swej odrębności, lecz na połączenie się z innym organizmem państwowym - z niepodległą Polską.
Byt owego "wielkopolskiego państwa" zależał od wielu czynników, jednym z nich była rozbudowa jego potencjału militarnego, a raczej przekształcenie spontaniczności powstańczego "pospolitego ruszenia" w profesjonalizm regularnej armii. Było to tym bardziej ważne, iż początkowo inicjatywa powstańcza spoczywała w rękach różnych przywódców poszczególnych organizacji wojskowych czy lokalnych oddziałów, co nie sprzyjało koordynacji działań, nie mówiąc już o ich podporządkowaniu pewnej politycznej strategii. Już więc 28 grudnia naczelnym wodzem powstania został major Stanisław Taczak, oficer wojska niemieckiego. Nie od razu udało mu się poskromić wybujałe ambicje niektórych z dowódców: tak czy inaczej to właśnie Taczak stworzył podstawowe zręby organizacyjne wielkopolskiego wojska. Nominacja Taczak miała jednak charakter przejściowy. Już bowiem 6 stycznia na mocy porozumienia Komisariatu NRL z Naczelnikiem Państwa, Józefem Piłsudskim, desygnowany został na stanowisko dowódcy polskich sił zbrojnych w zaborze pruskim, gen. Józef Dowbor Muśnicki, oficer wojsk rosyjskich, doświadczony w wojnie rosyjsko - japońskiej i na polach bitewnych wojny światowej. Muśnicki objął dowodzenie nad wielkopolskim wojskiem 16 stycznia i zabrał się energicznie do dalszych prac formacyjnych. Poza wszystkim ukrócił rozdyskutowanie wielkopolskich oddziałów, wyniesione jeszcze z doświadczeń rewolucyjnych, wprowadził żelazną dyscyplinę i wojskowy dryl. Nie przysporzyło mu to w wielkopolskim środowisku przyjaciół, tym bardziej, iż wiele stanowisk obsadził swoimi oficerami, ale dobrze służyło szybkiemu i skutecznemu szkoleniu poznańskiego wojska. Swą wysoką bojową wartość mogło ono sprawdzić nie tylko walcząc z Niemcami, ale i na froncie wschodnim; już bowiem w marcu 1919 r. udał się na odsiecz oblężonego przez Ukraińców Lwowa pierwszy wielkopolski oddział. Było to możliwe dzięki szybkiej rozbudowie powstańczej armii. W połowie lutego w oddziałach wielkopolskich znajdowało się już 30 tys. żołnierzy, w czerwcu 1919 r. - aż sto tysięcy! Oznaczało to, że w Wielkopolsce, która stanowiła około piętnastej części państwa pod względem terytorialnym i ludnościowym, zorganizowano piątą część ówczesnego Wojska Polskiego, zaś w oddziałach zbrojnych znalazło się ok. 16 procent ogółu ludności. Warto dodać, że od 21 stycznia zaczęto wprowadzać mundur wielkopolski, płowoszary, z charakterystycznymi pętlami na rękawach i rogatywkach.
A rozbudowa wojska była koniecznością. Po pierwszych dwóch tygodniach powstania ofensywa polska straciła nieco swego początkowego impetu, acz do końca stycznia to głównie nasza strona inicjowała działania zaczepne poszerzając w istotny sposób polskie terytorium. Podjęte lokalnie w początkach lutego niemieckie próby kontrofensywy zakończyły się niepowodzeniem. Jednocześnie z tymi militarnymi sukcesami Komisariat NRL prowadził nieustanną działalność dyplomatyczną, mającą na celu zatwierdzenie dotychczasowych zdobyczy i zabezpieczenie Wielkopolski przed jakimś generalnym niemieckim atakiem. Naciski na KNP w Paryżu i jego z kolei nacisk na aliantów uwieńczone zostały sukcesem: gdy bowiem 16 lutego 1919 roku podpisano w Trewirze przedłużenie rozejmu z 11 listopada 1918 roku, postanowienie to objęło również Wielkopolskę ustalając linie demarkacyjna między Niemcami a Polakami według stanu z 6 lutego 1919.
Wprawdzie te postanowienia doprowadziły do wstrzymania regularnych działań wojennych na linii frontu polsko - niemieckiego, nie spowodowały jednak całkowitego wygaszenia walk, przede wszystkim dlatego, że Niemcy nie chcieli trewirskich postanowień przyjąć do wiadomości. Ich pozycja polityczna tym samym jednak słabła, gdyż wobec międzynarodowej opinii publicznej i polityków Ententy dopuszczali się gwałcenia zawartego przez siebie traktatu. Z początkiem marca przyjechała nawet do Poznania międzysojusznicza misja wojskowa, która w następnych tygodniach prowadziła z Niemcami rokowania w sprawie przestrzegania rozejmu, ale nic w tej mierze nie wskórała. Granice więc Wielkopolski płonęły i krwawiły, zaś w tym czasie Komisariat NRL energicznie działał na rzecz zaprowadzenia w Wielkopolsce nowych - polskich porządków.
I tak coraz to nowe urzędy i szczeble administracji przechodziły pod polską kontrolę. Komisariat NRL nie dążył tu jednak do jakiejś personalnej rewolucji, fachowe kadry niemieckie jeśli tylko zachowały minimum lojalności mogły nadal zachować swe funkcje. Niemal od początku zadbano o nadanie polskiego charakteru szkole, do urzędów wprowadzono język polski. Od marca 1919 r. zaczął się także polonizować wygląd wielkopolskich miast i miasteczek: niemieckie nazwy ulic zaczęto zastępować polskimi, podobnie wszelkie szyldy czy tablice informacyjne. Na mocy nakazu Komisariatu NRL z 10 kwietnia proces ten miał być zakończony do końca miesiąca, tak więc w najbliższych tygodniach wielce wzbogacili się wielkopolscy malarze i kaligrafowie. A że dobre chęci nie zawsze szły w parze z równie dobrą znajmością polskiej ortografii i gramatyki, stąd witryny poznańskich sklepów zapełniły się językowymi dziwolągami, by wspomnieć przysłowiowy już niemal "wychodek tyłkiem", a więc po prostu "wyjście z tyłu", stanowiący prostą językową kalkę niemieckiego "Ausgang von hinten". Runęły także pomniki z cokołów. W Poznaniu w nocy z 3 na 4 kwietnia wielka, 20 tysięczna demonstracja zrzuciła z piedestału spiżowego Bismarcka, który stał tryumfalnie na miejscu obecnego pomnika Poznańskich Krzyży na Placu Mickiewicza, a także pomnik cesarza Fryderyka III na Placu Wolności. Likwidacja oznak pruskiego panowania była wyraźnym symbolem przejścia władzy w polskie ręce, znakiem upodmiotowienia polskiego społeczeństwa w Poznańskiem. Innym była inauguracja działalności Wszechnicy Piastownej - z czasem - Uniwersytetu Poznańskiego, która miała miejsce 7 maja 1919 roku.
Tymczasem sytuacja "wielkopolskiego państwa" stawała się coraz bardziej skomplikowana. W maju groźba niemieckiej ofensywy stała się tak wyraźna, że w początku czerwca Komisariat NRL zdecydował się na ogłoszenie stanu wyjątkowego. Na szczęście Niemcy nie zdecydowali się na rozpoczęcie wojny w trakcie trwania rokowań pokojowych. 28 czerwca 1919 roku podpisany został traktat pokojowy, na mocy którego całość ziem zajętych przez powstanie (wraz z niektórymi drobnymi skrawkami terytorium pozostającymi nadal w rękach Niemców) przekazane zostały Państwu Polskiemu. Sukces grudniowej insurekcji Wielkopolan stwarzający polskie status quo w dzielnicy poznańskiej miał dla tej decyzji podstawowe znaczenie.
Dalsze wydarzenia potoczyły się szybko, zgodnie z logika wersalskiego rozstrzygnięcia. 1 lipca 1919 r., a więc już trzy dni po podpisaniu traktatu wersalskiego, zniesiono granicę celną między Wielkopolską a Rzeczpospolitą, zaś miesiąc później, 1 sierpnia, sejm uchwalił ustawę o przyłączeniu do państwa polskiego ziem byłego zaboru pruskiego, które do 1922 r. podlegać miały specjalnie powołanemu Ministerstwu byłej Dzielnicy Pruskiej. 28 sierpnia 1919 r. w skład Wojska Polskiego weszła Armia Wielkopolska. Po ponad stu latach Poznańskie, ziemia twórców polskiej państwowości, ziemia ojczysta Mieszka i Bolesława stawała się integralną częścią odrodzonej Rzeczpospolitej.