Gdy w 16 października 1978 r. świat zamarł dowiadując się, że na Stolicy Piotrowej zasiadł kardynał „z dalekiego kraju”, mnie nie było jeszcze na świecie. Jak mówią świadkowie „pewnym i zamaszystym krokiem” wyszedł wtenczas na balkon papieski. Wtedy po raz pierwszy świat ujrzał Jana Pawła II i od tej pamiętnej chwili ludzie nie wyobrażali sobie życia bez tego „UŚMIECHNIĘTEGO OJCA NARODÓW”.
Jego pontyfikat był „pontyfikatem łamanych pozytywnie zasad”. Oczywiście mam tu na myśli to, że papież opuścił mury Watykanu, zszedł z lektyki i wyszedł do sióstr i braci, którzy Go potrzebowali. Ze swym orędziem pokoju poszedł tam, gdzie inni bali się lub wstydzili się wejść, przygarniał do serca tych, od których ludzie z niesmakiem odwracali wzrok. Swoją postawą uczył przebaczać i kochać. Począł na oczach świata w pełni wypełniać polecenie Chrystusa: „Paś owce Moje, paś baranki Moje!”. I niczym Dobry Pasterz, który zna swoje owce, wyciągał je z przepaści zniewolenia i bólu, w którą wpadły.
Kiedy 13 maja 1981 r. na Placu św. Piotra padły strzały – „śmiercionośne pocałunki Judasza XX w.” – świat wstrzymał oddech... Przeżył. Pasterza zraniła jedna z Jego owiec. „Totus Tuus” –jeszcze głośniej wołał po zamachu Syn polskiej ziemi. „Życie zawdzięczam Matce mojego Pana”. Nikt nie miał wątpliwości, że to był cud...
Jan Paweł II po rekonwalescencji poszedł odwiedzić owcę, która odłączyła się od stada – Allego Agce. Papież powiedział wtedy: „ Modlę się za mojego brata, który mnie zranił, a któremu szczerze przebaczyłem”.
Po tym tragicznym wydarzeniu z nową siłą wyszedł ku narodom, ku swej owczarni. Dawał nam moc, która padała na nas z Jego homilii jak deszcz nadziei na lepsze jutro. Kto, jak nie On odmienił bieg historii, losy i oblicze tego świata oraz miliony ludzkich serc...? To On, Pielgrzym Pokoju, delikatnie, ale i stanowczo „odsłonił” żelazną kurtynę, drżącą dłonią zburzył berliński mur cierpienia.
A nas, młodych, kochał najbardziej. Z nami tańczył, modlił się i żartował, ale i nam surowo przypominał, że „musimy od siebie wymagać, choćby inni od nas nie wymagali”. On obudził w nas siłę, o której sami nie mieliśmy pojęcia. Nie przekreślił nas, nie spisał nas na straty, ale mówił, że jesteśmy nadzieją i przyszłością Kościoła. Nie tylko mówił nam, co mamy robić, a czego się wystrzegać. Dał nam przykład – sam stał się przykładem! Podczas czuwania lednickiego w 2001 r., „gdy wciąż jeszcze radowaliśmy się owocami Wielkiego Jubileuszu III Tysiąclecia” w przesłaniu do nas wołał: „Duc in altum! – Wypłyń na głębię!”. Ale sam też wypłynął, wypłynął już w roku 1978.
Jego życie nie było łatwe i lekkie. Ale siły na pokonywanie trudności znajdował zawsze w ramionach Matki swojego Mistrza. Dał nam wzór całkowitego oddania Bogu i zawierzenia Matce Najświętszej, wzór prawdziwego patrioty, który bardzo miłował Ojczyznę, do której – jak sam mówił – często wracał myślami. W swojej, naszej Ojczyźnie, Polsce wołał o poszanowanie godności każdej osoby ludzkiej, wołał o ludzi sumienia; przypominał, że Bóg jest Miłością, a w 2002 r. przybył do nas po raz ostatni, przybył z orędziem o Bogu bogatym w miłosierdzie. Mówił wtedy: „ Ojczyzno moja kochana, Polsko, Bóg Cię wywyższa i wyszczególnia, ale umiej być wdzięczna!”
W ostatnim okresie przyszedł czas cierpienia – grypa, nasilająca się choroba Parkinsona. Gdy 1 kwietnia 2005 r. świat obiegła smutna wiadomość o pogorszeniu się stanu zdrowia Ojca Świętego, mieliśmy nadzieję, że i tym razem Bóg zachowa Go przy życiu. Świat pogrążył się w gorliwej modlitwie. Niestety 2 kwietnia Jan Paweł II o godz. 21.37 odszedł do domu Ojca. Tego wieczora byłam w kościele, nie wiedziałam, że nasz papież stawia już swoje pierwsze kroki w niebie, pamiętam, że ok. owej godziny 21.37 zakończyłam modlitwę różańcową słowami: „Bądź wola Twoja...”
To były największe rekolekcje, jakie w ostatnim tygodniu swego życia dał światu Ojciec Święty. Umierał na oczach swej owczarni w ogromnym bólu i cierpieniu, ale z godnością. Swoją posługą nauczył nas żyć, swoją śmiercią umierać! Ten Święty Ojciec Narodów zostawił nam ogromne dziedzictwo; trudną, ale ważną misję.
Teraz wśród wszystkich spekulacji na ten temat mówi się, że dużo zależy od ludzi. Ale myślę, że nie... to zależy tylko od Ciebie... i ode mnie! Nie czekaj aż nawróci się świat – zacznij od siebie!
Jan Paweł Wielki dziś jeszcze głośniej i mocniej woła: „Duc in altum!”
Tak, Ojcze wypłynę... postaram się zrobić wszystko, co będę mogła, ale Tato wypłyń ze mną, trzymaj mnie za rękę... nie pozwól utonąć... AMEN !