Today is Monday, 7 October 2024
Lection
Gazeta parafialna

History

Poznańskie majówki

Przemysław Matusik

Majówka to XIX-wieczny wynalazek. Pojawienie się tego miłego obyczaju ściśle wiąże się z rozwojem społeczeństwa miejskiego w jego nowym - nowoczesnym - kształcie, a także ze zmieniającym się szybko charakterem europejskich miast. Miast coraz większych, coraz gęściej zabudowanych i coraz lepiej brukowanych, a co za tym idzie - odcinających szersze kręgi swych mieszkańców od bezpośredniego, codziennego kontaktu z naturą. Wróćmy jednak do Poznania. Naszą opowieść zacząć trzeba od wkroczenia tu Prusaków w 1793 r. Nowa władza od razu zaczęła wprowadzać swoje porządki, które miały się między innymi wyrazić w nadaniu miastu nowego kształtu przestrzennego. Z początkiem więc XIX wieku zburzono dwa pasy murów planując otoczenie otwartego centrum miasta zanurzonymi w ogrodach dzielnicami willowymi. Jednak o dalszych losach tej koncepcji zadecydować mieli nie urbanistyczni esteci, lecz - jak przystało na Prusy - wojskowi. Ich niepokój wzbudziła zarówno bliskość granicy z Rosją, jak i trudny do zrozumienia, niesforny żywioł polski. By zabezpieczyć się czy to przed kozakami, czy to przed polską rebelią, Prusacy postanowili zamienić Poznań w twierdzę. Od końca lat dwudziestych zaczęto więc ponowne wznoszenie otaczających miasto murów i budowę górującej nam Poznaniem cytadeli. Realizacji idei miasta - twierdzy zawdzięczamy istnienie na Świerczewie cegielni oraz naszych pięknych, choć zaniedbanych glinianek. Zamknięcie miasta w murach pruskiej twierdzy fatalnie wpłynęło na rozwój XIX-wiecznego Poznania, musiało także obniżać standard życia w mieście. Gdy w europejskich ośrodkach miejskich powstawały szerokie, zadrzewione bulwary, barwne skwery i pełniące ważną rekreacyjną funkcję parki, w stolicy Wielkopolski każdy skrawek gruntu wykorzystano dla celów budowlanych, tak iż w latach 80. ostatecznie zabrakło wolnych działek. W tej sytuacji nic dziwnego, że spragnieni kontaktu z naturą poznaniacy musieli uciekać za miasto. A ponieważ strona północna zagospodarowana została przez ponury kompleks cytadeli, atrakcyjnym okazał się kierunek południowy, za Bramą Dębińską, położoną u wylotu obecnej ulicy Strzeleckiej. Wynikało to z faktu, iż w latach 1819-1820 wytyczony tam został nowy trakt - Droga Dębińska, łącząca Poznań z Dębiną. Dębina zaś była ulubionym miejscem księżnej Luizy Radziwiłł, de domo Hohenzollern, żony ówczesnego namiestnika Wielkiego Księstwa Poznańskiego, ks. Antoniego Radziwiłła. Na jej cześć zresztą Niemcy przemianowali Dębinę na "Luisenhain" - Gaik Luizy. Przy nowym trakcie już w latach 20. powstał pierwszy ogródek restauracyjny, nazwany od swego założyciela , byłego mistrza kominiarskiego Karola Dominika - San Domingo. Ogródki restauracyjne były instytucją właściwą XIX wiekowi - na ogrodzonej przestrzeni, wśród lepiej lub gorzej utrzymanej zieleni umieszczano budynki restauracyjne, a przy nich różnego autoramentu obiekty rekreacyjne: kręgielnie, huśtawki, czasami także otwarte lub zamknięte sceny, na których dawały przestawienia teatry letnie lub co najmniej przygrywały gościom orkiestry. Tuż przed pierwszą wojną, w ulubionej przez Polaków "Columbii" znajdowało się 20 różnych budynków służących rozrywce. Przynajmniej więc od lat 30. XIX wieku, jak tylko zrobiło się ciepło, cały Poznań wylegał za miasto do rozlicznych ogródków przy Drodze Dębińskiej, by tam cieszyć się zielenią, słońcem, zabawą, muzyką a także last but not least - dobrym piwem lub "limonadą", by już o gorących goloneczkach nie wspomnieć. W ogródkach urządzano także różne imprezy rodzinne czy towarzyskie, a także spotkania licznych - polskich, niemieckich czy żydowskich organizacji. Pod koniec XIX wieku przy Drodze Dębińskiej zaczęły również lokować swe siedziby powstające wówczas kluby sportowe, a nad Wartą otwarto cieszące się dużą popularnością kąpielisko, tzw. "łazienki rzeczne". Wobec silnej konkurencji nie stroniono oczywiście od reklamy. Pamiętnikarce Paulinie Cegielskiej najbardziej wbiły się w pamięć żółte i różowe karmelki zawinięte w papierek z napisem: "Chcesz zobaczyć twarz Zofiji, idź do Parku Wiktoryi", reklamujące efektowny ogródek pod tą właśnie nazwą. Gdy ktoś chciał uciec ku bardziej naturalnej scenerii, kazał się wieźć - wzorem księżnej Luizy - do Dębiny. I tam jednak na głodnych i spragnionych czekała utrzymana w dobrym rustykalnym stylu restauracja. Przed samą I wojną światową władze miejskie przystąpiły do przekształcenia Dębiny w park rekreacyjny z prawdziwego zdarzenia. Jedną z atrakcji lasku stała się możliwość przejażdżek łodzią po dębińskich stawach. Wybuch wojny jednak stanął na przeszkodzie w realizacji tych planów. Jednocześnie poważną konkurencją dla Dębiny i Drogi Dębińskiej stało się Puszczykowo: odjeżdżające w niedzielę co 10 minut (!) i z racji swej taniości dostępne dla każdego pociągi dowoziły tłumy poznaniaków na łono natury. Jakoś opłacało się to kolejom pruskim i polskim przedwojennym, co z pewnością pozostanie tajemnicą dla naszego współczesnego PKP. Dziś niewiele zostało z dawnej świetności. Przy Drodze Dębińskiej dominują obiekty sportowe i działkowe ogródki, sama Dębina zamieniła się w dość zapuszczony i chyba niezbyt bezpieczny "las miejski". A może my świerczewianie powinniśmy się zastanowić co zrobić, by - nawiązując do XIX-wiecznych wzorów - ucywilizować teren naszych glinianek?


Read 12993 times

28, (1) 2004 - Czas MARYJNY



Kalendarz
Czytania
Kongregacja Oratorium Św. Filipa Neri - Poznań