Today is Tuesday, 8 October 2024
Lection
Gazeta parafialna

Journeys

Sylwester duszpasterstwa

Maciej Bartkowiak

Sylwestrowe dni skupienia kończące rok 2003 odbyły się w Korbielowie, podobnie jak w poprzednich latach. Naszym tymczasowym domem znów stała się szkoła, tym razem dając schronienie ponad sześćdziesięciu osobom. Dni mijały przyjemnie i bez większych niespodzianek; średni poziom zadowolenia w grupie można odczytać z fotografii.

Przebieg naszej eskapady można streścić w kilkudziesięciu zdaniach. Dojazd do Korbielowa nie stanowił problemu. Dzięki zastosowaniu transportu szynowego i kołowego trasę można było pokonać prawie bez użycia nóg. Później, po rozmieszczeniu wszystkich uczestników w szkolnych salach, przyszła pora na zapoznanie z korbielowskim sektorem usługowym - przez pozostałe dni zdołaliśmy dobrze wykorzystać zdobytą wtedy wiedzę o lokalizacji pizzerii i kawiarni. Po takim przygotowaniu mogliśmy kontynuować nasze działania zgodnie ze zwykłym okołosylwestrowym porządkiem.

Dzień zaczynał się od sygnału pobudki. Nie od razu udało się ugruntować definicję pobudki jako "sygnału, po którym należy wstać" - najważniejszym słowem jest "po" (ten fakt początkowo budził nieporozumienia; zbudził również kilka osób wyczulonych na szelest, tupot i stukanie). Ubrani i umyci gromadziliśmy się na poranne modlitwy, po których przychodziła pora na śniadanie (do przygotowywania śniadań i obiadów, a także sprzątania pozostałości po nich każdego dnia wyznaczone były grupy dyżurne). Z racji rozwarstwienia grupy na część chodzącą i zjeżdżającą, kolejną wspólną aktywnością było dopiero jedzenie obiadu, często będącego ryżem. Razem udawaliśmy się na wieczorną Mszę w klasztorze ojców dominikanów; dzień kończyły modlitwy wieczorne, oraz tzw. bajka - fragment Pisma Świętego. Był to oficjalny koniec dnia, lecz - co znamienne dla wyjazdów sylwestrowych - kuchnia i jej okolice pozostawały enklawą dla wszystkich nie czujących potrzeby snu, którzy mogli sporządzić (i spożyć) indywidualną kolację, lub też grać i rozmawiać do późnych godzin nocnych.

Ekipa w komplecie - Kliknij, aby powiększyć

Wprawdzie duchowy aspekt naszego wyjazdu niewątpliwie nie był zmarginalizowany (kazania księdza Tomasza stanowiły spójny cykl, mówiący o konsekwencjach bycia błogosławionym), lecz do Korbielowa przybyliśmy by się bawić. Oczywiście noc sylwestrowa miała być przez nas spędzona na parkiecie - co udało się przynajmniej ośmiu osobom - a następnego dnia była okazja na dogrywkę, już bez wyszukanych kreacji. Najbardziej spragnieni rozrywki - zrobiwszy przerwę ze względu na postny charakter piątku - tańczyli jeszcze, gdy tylko zaczęła się sobota. Pierwszą - kameralną - imprezę zapewnili sobie Ci, którzy postanowili przez całą noc szykować listę sylwestrowych utworów. Poza tym każdego dnia można było znaleźć chwilę, by pośpiewać, zrobić kisiel, czasem również obejrzeć film (na komputerze), bądź znaleźć inną rozrywkę, zależnie od upodobań (dużą popularnością cieszyły się balony, dobre jako dekoracja lub nieruchomy cel).

Warto wspomnieć również o śniegu. Początkowo nasz kontakt z nim nie był zbyt intensywny, nawet w górach; jednak już pierwszego dnia nowego roku udało się stoczyć zwyczajową bitwę na śnieżki. Podział na zespoły przeprowadzono według kryterium płci, zaś walka miała na celu zdobycie flagi. W praktyce trudno mówić o zwycięskiej drużynie, gdyż główny konflikt przeniósł się na płaszczyznę formalną i dotyczył nie tyle przejęcia "flagi" (u panów: kartki na szczotce, u pań: czapki, później gogli), co raczej ustanowienia klarownych reguł; tak czy inaczej tradycja została podtrzymana. Niedośnieżeni nadrobili zaległości zjeżdżając na sankach, lub tworząc krokodylokształtne rzeźby. W kolejnych dniach śniegu nie brakowało.

Wróciliśmy, mając za sobą jedynie dwie przebyte trasy - udało się dojść na Halę Górową i Halę Miziową (Za to narciarze każdego dnia jeździli busem, wyciągiem, a także na nartach. Snowboardziści jeździli na snowboardach. Początkujący jeździli na różnych częściach ciała, ale dobrze się bawili). Przed wejściem na Pilsko, podobnie jak przed wychodzeniem w góry każdego dnia, powstrzymał nas ewidentny spisek, uknuty przez duże ilości mokrych butów, sypiącego śniegu, obtartych stóp, złej widoczności, a czasem również braku snu. Tak czy inaczej najbardziej wymagającą, trudną i niebezpieczną wyprawę stanowił powrót do Poznania, tradycyjnie uatrakcyjniony przez pewną firmę kolejarską. Mimo to każdemu z nas udało się znaleźć miejsce na korytarzu właściwego pociągu (potem można było - na drodze osmozy - zajmować miejsca w przedziałach), prawie wszyscy wysiedli tam, gdzie zamierzali, a ostatecznie każdy wrócił do domu. Zachowując własne bagaże i miłe wspomnienia.

Kolejna opowieść o sylwestrowych dniach skupienia ukaże się najwcześniej za rok.


Read 14225 times

28, (1) 2004 - Czas MARYJNY



Kalendarz
Czytania
Kongregacja Oratorium Św. Filipa Neri - Poznań