Początek był całkiem niewinny...Grupa młodzieży pod wodzą ks. Tomka Błaszczyka wsiadła na poznańskim dworcu do pociągu zmierzającego w kierunku Katowic.
Naszym celem była Hala Górowa.
Po nocy spędzonej w pociągu wszyscy byliśmy nieco zmęczeni. Przy tym pogoda w Korbielowie nie była zachęcająca: chłód, mżawka, im wyżej, tym bardziej mokro i mgliście. Biorąc pod uwagę przykre warunki pogodowe, trudy wspinaczki oraz senność, łatwiej jest zrozumieć grupę (nieliczną), która zamiast w odpowiednim momencie zboczyć z głównej drogi w kierunku Hali Górowej postanowiła przedłużyć spacerek i wrócić do Korbielowa. Na szczęście jeszcze tego samego dnia wszyscy cało dotarliśmy na Górową i po ulokowaniu się w przeciwległych częściach chaty (z zachowaniem konwenansów: chłopcy osobno, dziewczynki osobno!), udaliśmy się na spoczynek. Po południu odbyło się inauguracyjne, zapoznawcze spotkanie w grupach. W tych samych grupach rozmawialiśmy potem o sprawach związanych z małżeństwem i rodziną, które stanowiły temat rekolekcji. Były to ważne chwile wyciszenia i refleksji.
Dni mieliśmy wypełnione niezapomnianymi wyprawami do sklepu, gotowaniem, zmywaniem, sprzątaniem etc., tudzież wycieczkami krajoznawczymi, np. na Pilsko, na Rysiankę, na czekoladkę ( Halę Miziową). Wierzę, że okolice, które mijaliśmy w czasie tych wypraw, były piękne; trudno mi było to ocenić, gdyż przez znaczną część naszego pobytu zasnuwała je mgła, której towarzyszył bynajmniej nie ciepły letni deszcz oraz bynajmniej nie letnia temperatura. Mimo to niemal codziennie modliliśmy się i jedliśmy na dworze. Również codzienne msze odbywały się zwykle na świeżym powietrzu, odprawiane przez ks. Tomka z pomocą diakona Waldemara (którzy pomimo braku zakrystii, przez cały czas zachowywali godność). Piękne widoki sprzyjały wyciszeniu, choć nagłośnienie było niczego sobie: pieśni, które ćwiczyliśmy w trakcie szkoły śpiewu, podczas mszy niosły się daleko, hen. Brzmiały one ładnie również w kościele w Korbielowie, do którego udaliśmy się, by odbyć rekolekcyjną spowiedź. Interesująco brzmiały też piosenki wykonywane przy ognisku - stanowiło ono dużą atrakcję (wiadomo: ciepło, kiełbaski...). Jednak największą atrakcją był wieczór pożegnalny, kiedy to w chacie stanęły stoły pełne słodyczy i owoców, które bez obaw można było wybierać spod spodu.
Na koniec rekolekcji przewidziano wyjątkową niespodziankę, sport ekstremalnie ekstremalny, czyli zjazd błotny z plecakiem na trasie: Górowa-Karłów.
Bądźmy jednak pobłażliwi... Weźmy pod uwagę luksusowy przejazd na trasie: Karłów-Poznań (twarde, stabilne, płaskie podłoże, sucho, ciepło) i zakrzyknijmy gromko: Vivat! na cześć Tomka Błaszczyka, dzięki któremu to wszystko p r z e ż y l i ś m y.