Dziś jest Czwartek, 28 marca 2024
Czytania
Gazeta parafialna

Historia

W kolejną rocznicę...

Wojciech Kulas

Wkrótce przypadną kolejne rocznice: wybuchu powstania listopadowego, a za kilka miesięcy kolejnego zrywu niepodległościowego, mianowicie powstania styczniowego. Nie chciałbym w tym artykule zajmować się podawaniem suchych faktów historycznych, które ukazane w formie podręcznikowej, mogą nudzić czytelnika. W każdym bowiem podręczniku historii można odszukać opis przebiegu obu zrywów niepodległościowych. Tym razem chciałbym zająć się problemem czy oba te powstania miały realne szanse na końcowy sukces.

Pierwszym z nich jest powstanie listopadowe, które zostało zapoczątkowane zamachem grupy spiskowców na wielkiego księcia Konstantego. Próba jego zabicia, bądź też ujęcia, niestety się nie powiodła. Książę nie tylko zdołał wymknąć się ze swojej siedziby cały i zdrów, ale również wyprowadzić w okolice Warszawy część wojsk, które pozostały mu wierne. W tym czasie trwał już marsz Szkoły Podchorążych mający na celu poderwanie ludności stolicy do masowego wystąpienia przeciw Rosjanom. Zamiar powiódł się jedynie częściowo. Jak widać już na samym początku spiskowcy działali bez zbytniego powodzenia. Te pierwsze godziny, jak się później okazało, w dużym stopniu zaważyły na dalszych losach tego zrywu niepodległościowego. Innym bezspornym faktem, który zaciążył na dalszym już zbrojnym przebiegu działań wojennych pomiędzy wojskami polskimi a rosyjskimi korpusami interwencyjnymi, było kunktatorstwo polskiego sztabu generalnego. Oczywiście, nie można odnosić tej oceny do wszystkich oficerów, niestety na taką ocenę zasługują wszyscy, którzy piastowali stanowisko głównodowodzącego. Tę ocenę wyrażoną, już na emigracji, głosili im współcześni świadkowie wydarzeń. Maurycy Mochnacki swój osąd prowadził nawet jeszcze dalej twierdząc, że doszło do jawnej zdrady. Jeszcze podczas trwających działań wojennych, kiedy końcowe zwycięstwo nie było przesądzone, uważał, że działania wojenne należy przenieść poza teren Królestwa Polskiego. Żądał on - jak i wielu mu podobnych -zdecydowanych posunięć strategicznych, które by odsunęły zagrożenie od stolicy. Ten plan, który wydaje się usprawiedliwiony, został jedynie wykonany częściowo i w dodatku bardzo nieudolnie. Ludzie, którzy wówczas mieli najwięcej do powodzenia, tracili czas na bez owocnych pertraktacjach z carem, a potem z rządami mocarstw zachodnich, licząc na ich pomoc. Jednak żadna pomoc nie nadeszła. Europa, ta oficjalna przynajmniej, nie była zainteresowana w pomocy walczącemu Królestwu. Pomimo tak niekorzystnego stosunku sił wobec armii rosyjskiej, polskie wojsko początkowo odnosiło sukcesy militarne, które w dalszym czasie zostały zaprzepaszczone przez kolejnych wodzów naczelnych. A szansa odzyskania niepodległości już 1831 roku coraz bardziej wymykała się z rąk. Oczywiście, nadal w tym czasie obowiązywał ścisły sojusz trzech zaborców, ale do bezpośredniej reakcji ze strony pruskiej i austriackiej nie doszło. Owszem Prusy dały przykłady przychylnej "życzliwości" wojskom rosyjskim w trakcie działań wojennych, było to jednak jedynie na skalę lokalną. Czas płynął nieubłaganie i pomimo starań na arenie międzynarodowej, sprawa polska zastała przegrana. Również i w końcu działania wojenne przyjęły zły obrót. Był to po prostu skutek nieumiejętnych poczynań poszczególnych dowódców, którzy od początku nie wierzyli w ostateczny sukces militarny. Choć młodsi wiekiem oficerowie widzieli realne szanse powodzenia, ale nie mieli na tyle siły przebicia, aby swoje pomysły zrealizować w praktyce. A trzeba przyznać, że ich w sztabie nie brakowało. Niestety, ani początkowa inicjatywa wojsk polskich uwieńczona sukcesami militarnymi, nie została wykorzystana, nie została również wykorzystana popularność sprawy polskiej w sferze dyplomatycznej. A przecież sprawa polska była popularna wśród społeczeństw zachodnich.

W znacznie gorszym położeniu znajdowali się spiskowcy w styczniu 1863 roku, którzy nie posiadali zorganizowanych regularnych oddziałów. A wystąpili oni tutaj przeciw wojskom rosyjskim. Główni organizatorzy liczyli, że konsolidujące się z czasem oddziały partyzanckie i pomoc z innych zaborów, oraz interwencja francuska w sprawie polskiej da zamierzone efekty. Niestety, polska akcja dyplomatyczna nie przyniosła planowanych efektów. A działania partyzanckie, pomimo ze trwały blisko rok, zakończyły się bardzo ostrymi restrykcjami ze strony caratu. Wielu uczestników straciło niekiedy cały swój majątek, wielu zostało zesłanych na Syberię, a  jeszcze inni albo ginęli, albo opuszczali kraj w obawie przed represjami nowego rosyjskiego gubernatora.

Nasuwa się więc pytanie, czy poniesione ofiary miały sens w obliczu dwu klęsk militarnych i idących za nimi represji carskich? Na to pytanie już wielu historyków, publicystów, czy nawet świadków tych wydarzeń starało się odpowiedzieć. Duże grono z nich, zwłaszcza wywodzących z tzw. "Wielkiej Emigracji" uważało, że istniały bardzo realne szanse na końcowy sukces.

Wiele klęsk - w jednym i drugim przypadku - w przytłaczającej mierze zawdzięczamy sobie. Może jest to bolesne, ale niestety takie są fakty, tym bardziej bolesne że liczono w jednym i drugim przypadku na pomoc przynajmniej Francji. Jednak to właśnie powstanie styczniowe wydało owoce w postaci pracy organicznej, która zamierzała zmienić podejście naszego społeczeństwa do wielu aspektów życia społecznego. Nie można również zapominać, że bardzo wielu uczestników obu powstań wywodziło się z Wielkopolski, wspominając Karola Marcinkowskiego czy Dezyderego Chłapowskiego, ludzi, którzy w obliczu klęski militarnej odnosili niepodważalne sukcesy na polu życia gospodarczego, społecznego, w tak trudnych chwilach dla naszego narodu.


Przeczytano 9417 razy

26, (3) 2003 - Jesień



Copyright 2003-2024 © Kongregacja Oratorium Św. Filipa Neri i parafia pw. NMP Matki Kościoła w Poznaniu
stat4u
Kalendarz
Czytania
Kongregacja Oratorium Św. Filipa Neri - Poznań