Pytanie, które z pewnością większość rodziców zadaje sobie w trakcie niełatwego okresu dojrzewania swoich dzieci jest następujące: Jak postępować, aby moje dziecko nigdy nie było autorem podobnych stwierdzeń?:
- "Moi rodzice nie rozumieją dziecka w moim wieku."
- "Ja po prostu nienawidzę wysłuchiwania karnych przemówień codziennie wieczorem po powrocie do domu."
- "Nigdy nie opowiadam o sobie moim rodzicom, gdybym nawet próbowała - nie zrozumieliby mnie."
- "Życzę sobie, aby moi rodzice zostawili mnie w spokoju."
- "Jak tylko będę mógł, odejdę z domu - nie mogę znieść tego, że zawsze mają mi coś do zarzucenia."
Dr Gordon w swojej pracy niejednokrotnie jest świadkiem buntu i wrogości w relacjach dziecko - rodzic. Przytacza też przykładowe wypowiedzi rodziców, którzy mają świadomość utraconego autorytetu:
- "Marka nigdy nie ma w domu. Nigdy nie chce nam powiedzieć, dokąd wychodzi ani co zamierza zrobić. Gdy go o to pytam, mówi, że nas to nie powinno obchodzić."
- "Syn nie chce nawet jadać z nami. Nie odzywa się do nas ani słowem. Ostatnio zamierza przeprowadzić się do pokoiku pod garażem.."
- "Nie mam absolutnie żadnego wpływu na mego szesnastoletniego syna."
- "Daliśmy sobie spokój z nasza córką."
Nieszczęśliwy jest zarówno rodzic, w poczuciu odpowiedzialności za rodzinną tragedię, ale również i ten młody człowiek, dla którego brak możliwości "uwolnienia się" z rodzinnego gniazda to sytuacja bez wyjścia, często porównywana ze "złotą klatką". Nie byłoby tak - mówią - gdyby ... I w tym miejscu często padają argumenty... o ironio: z obu stron bardzo rzeczowe! W indywidualnej rozmowie zarówno jedna, jak i druga strona wykazuje wolę zmiany tej sytuacji, dobre intencje, pragnienie bliskich, szczerych relacji - ale niestety w praktyce nierzadko brakuje wiary w powodzenie takiej próby. Konsekwencją tak opuszczonych rąk jest wzajemna niechęć, często - utajony żal. To właśnie naprzeciw tak trudnym potrzebom - beznadziejnie zwaśnionych, i tych, którzy takich problemów chcieliby uniknąć - wychodzi Gordon, proponując ludziom proste zasady rozmowy i budowania więzi opartych na pełnej wzajemnej akceptacji, szacunku, ale zarazem odpowiedzialności za bliską osobę. Podkreśla stanowczo jednak, że pedagogika, którą proponuje NIE JEST kolejną postawą ustępowania w wychowaniu. Jak sam mówi: "Nazbyt ustępujący rodzice natrafiają równie często na trudności jak rodzice nazbyt surowi, gdyż ich dzieci okazują się samolubne, uparte, nie współdziałające oraz bezwzględne wobec potrzeb swoich rodziców."
Tak więc w poszukiwaniu złotego środka autor wskazuje na szereg istotnych aspektów, jakie należy uwzględniać w tak trudnym - jak życie pokazuje - procesie rozmowy:
- AKCEPTACJA - wyrażana nie tylko słowami.
Akceptacja zachowań i indywidualnych cech innych, nawet własnych dzieci bywa sprawą bardzo trudną. Szczególnie dziecko jest wrażliwe na stopień akceptacji jego osoby, doskonale rozpozna kiedy jest oszukiwane, tzn. kiedy akceptacja ze strony dorosłych, szczególnie zaś rodziców, jest fałszywa. Przykładem mogą być ciepłe słowa, które zupełnie nie znajdują potwierdzenia w reakcjach rodziców: "nie zachowuj się tak...", "nie ruszaj...", "nie biegaj..."itd. Czasami to brak akceptacji cech własnych rodzica u niego samego - każe pokutować dziecku, u którego dana cecha właśnie dlatego jest niemile widziana.
- ZASADA KONSEKWENCJI - wynikająca ze szczerego postępowania.
Tak jak w przypadku akceptacji - to szczerość reakcji i okazywanych uczuć, wyrażanie poglądów, które znajdują potwierdzenie w naszym postępowaniu - tak i konsekwencja co do wymagań i opinii - osiąga cel, jeśli jest prawdziwa stała. Nie można zatem zabraniać dziecku określonych zachowań poza domem, jeśli sami wcześniej w rodzinnym gniazdku na to zezwalaliśmy! Dziecko jest "nieusłuchane", bo codzienne wzorce postępowania są dla niego całkiem inne. Podobnie zdezorientowane będzie, kiedy rodzic jednorazowo wyrazi zgodę (choćby: "dla świętego spokoju") na rzecz do tej pory niepraktykowaną, bądź wręcz zabranianą. Jest to znak, że łamanie obowiązujących zasad jest możliwe, a rodzic... jest niekonsekwentny.
- AKTYWNE SŁUCHANIE
Nie da się nikogo oszukać udając tylko, że słuchamy w trakcie np. interesującego programu w telewizji. Dziecko również szybko zorientuje się, że słuchane nie jest! A to, z kolei, przekłada się na poczucie odrzucenia, na refleksję, że rodziców "nie obchodzi". Dlatego ważne jest, aby stworzyć do rozmowy odpowiednie warunki i słuchać z zaangażowaniem, podtrzymując rozmowę naszymi wtrąceniami, lub - żeby nie przerywać - potwierdzeniami odbioru, takimi jak: "naprawdę?", "jak to się stało?", "hmm..". Jeśli nie ma ku rozmowie warunków - koniecznie należy nazwać zaistniałą sytuację, mówiąc np. "Chciałbym z tobą porozmawiać, ale nie w tym momencie... Porozmawiamy za chwilkę, dobrze?" (...i dotrzymujemy danego słowa!).
- WPROWADZENIE W ŻYCIE WYPOWIEDZI "JA"
To zasada bardzo dobrze oddziałująca na ludzi, nie tylko małych... Zamiast wyrażać opinie przez "ty", np. " (Ty) Przestań hałasować!", "Nie hałasuj!", możemy dokładnie to samo wyrazić używając wypowiedzi "ja": np. "Ten hałas mi przeszkadza". Różnica w odbiorze jest znacząca: w pierwszym przypadku - osoba do której mówimy reaguje na rozkaz, najczęściej - wewnętrznym, lub też nieskrywanym - buntem, być może robieniem na złość; w przypadku drugiego typu wypowiedzi - sama podejmuje decyzję co do reakcji na nasze stwierdzenie - my jej nie rozkazujemy! Nikt nie lubi moralizowania, groźby kary, bycia ocenianym, wypowiedzi pełnych zarzutu. Dlatego lepiej jest nazywać to, co czujemy i co MY myślimy na dany temat, zamiast prowokowania negatywnych reakcji (niechcący przecież) u naszych rozmówców.
- UNIKANIE BARYKAD ROZMOWY
Są to takie zdania rodziców, które blokują dzieci na to, aby kontynuować rozmowę. Często wyzwalają bunt, złość, agresję. Sprawiają, że młody człowiek czuje się odepchnięty, gorszy, nieakceptowany. Ma wrażenie, że jego problem rodziców nie interesuje, lub, że sam z problemem powinien sobie poradzić, a jest do tego niezdolny (konsekwencją: niskie poczucie własnej wartości, kompleksy).
Poniżej: przykładowe wypowiedzi rodziców na przedstawiony im przykład czternastolatka, który mówi rodzicom o swoich trudnościach szkolnych: "Ja po prostu nie potrafię odrobić tych zadań. Nienawidzę ich i nienawidzę szkoły. Jest nudna. Nie uczą tam niczego, co by mogło mi się w życiu przydać - same niepotrzebne bzdury. Gdy tylko trochę dorosnę, rzucam szkołę. Nie potrzebuję szkoły, żeby coś w życiu osiągnąć." Poniżej odpowiedzi rodziców - podane są rodzaje barykad, jakie zostają wywołane przez poszczególne reakcje:
- "Jeśli porzucisz szkołę, nie możesz liczyć na to, że będę cię utrzymywał." = ostrzeżenie, groźba
- "Myślisz krótkowzrocznie i niedojrzale." = ocenianie, osądzanie, stawianie zarzutów
- "Mówisz jak jakiś hippis." = ośmieszanie, wyzwiska
- "Nie lubisz szkoły, bo zawsze uciekasz przed tym, co wymaga wysiłku." = analizowanie, interpretowanie
- "Nie mówmy o problemach przy stole! Co słychać w rozgrywkach ligowych?" = wycofanie się, odwrócenie uwagi, uchylanie się
Jak zapamiętać taką wielość rad i przestróg, a nadto - jak sprawić, żeby w codziennej praktyce móc je urzeczywistnić? Thomas Gordon - którego wnioski z pomocy rozwiązywania konfliktów w wielu rodzinach tu zostały pokrótce przytoczone, wcale nie twierdzi, że zmiana dotychczasowych przyzwyczajeń, lub po prostu nauka właściwego reagowania w danych sytuacjach jest rzeczą prostą. Doświadczenie, jakim w swoich publikacjach się dzieli, dowodzi jednak, że trud ten się opłaca. Nie polega on przecież na wielkich wyczynach, "cudownych" metodach wychowawczych, ale na tym tylko, żeby rozmówcę traktować według zawsze aktualnej zasady "nie rób drugiemu, co tobie niemiłe" - ...a rób, co miłe!
Literatura:
Thomas Gordon, Wychowanie bez porażek, Warszawa 2002.
Thomas Gordon, Wychowanie bez porażek w praktyce, Warszawa 2001.
Wyżej wymienione pozycje to owoc wieloletniej pracy dr. Gordona, który proponuje rodzicom taką metodę wychowywania, która zmierza do rozwiązywania konfliktów między rodzicami a dziećmi "bez pokonanych", tzn. taką, w której rozwiązując spór nie dążymy do zwycięstwa, udowadniając tym samym rozmówcy, że jego miejsce jest na ławie przegranych... Gordon pokazuje jak można w praktyce rozwiązywać wszelkie konflikty międzyludzkie w sposób kompromisowy, co niejednokrotnie wcale nie oznacza: łatwy. Jak wszystkie umiejętności, tak również i ta wymaga nauki i pielęgnacji, a w praktyce: samozaparcia i dyscypliny. Mając jednak na uwadze fakt, iż nad relacjami z ludźmi pracujemy nieustannie, warto podjąć trud ku lepszemu zrozumieniu szczególnie tych, którzy w naszym postępowaniu i decyzjach pokładają szczególną ufność. Nie tylko po to, aby tego zaufania nie zawieźć, ale by wszystkie nasze relacje oparte mogły być na silnym fundamencie wzajemnego szacunku.