Nastała jesień. Czas wrócić do pracy, do szkoły... A tak niedawno korzystaliśmy z wakacji. Teraz możemy już tylko powspominać.
Filipińskie czwartki... Akcja? Przedsięwzięcie? Dzieło? Myślę, że każde z tych słów oddaje po części istotę tego, co się działo. Można powiedzieć najprościej: filipińskie czwartki to dobry sposób na wakacje dla wielu dzieci.
Włączyłam się do współpracy dopiero w sierpniu. Jeździły moje córeczki, ale opieka bezpośrednio nad nimi nie była celem moich wyjazdów. Chciałam pomóc jako "siła fachowa". Pracując w szkole organizuję wiele wycieczek.
Przyznam szczerze, że w duchu powątpiewałam w powodzenie tych wyjazdów. Nie chciało się wierzyć, że można zorganizować wycieczkę dla setki dzieci. To, czego doświadczyłam, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Organizacja była doskonała. Gdziekolwiek pojechaliśmy czekały na nas atrakcje. Raz był to statek na Warcie z uśmiechniętym kapitanem na pokładzie, innym razem pani przewodnik, która ze znawstwem i zamiłowaniem oprowadzała nas po stadninie koni w Jaszkowie, jeszcze innym razem pracownicy muzeum w Kórniku, którzy okazali dobre serce i otworzyli nam podwoje zamku, byśmy mogli obejrzeć piękne wnętrza. Z podziwem słuchaliśmy tych, którzy dzielili się z nami swoją wiedzą podczas zwiedzania Katedry, Muzeum Archidiecezjalnego i Bazyliki na Świętej Górze w Gostyniu. Z ogromną przyjemnością wspominam rejs statkiem po jeziorze w Kórniku, czy zabawy w rogalińskim parku. Mimo tak wielkiej liczby dzieci wszystko się udawało. Dzieci, podzielone na grupy, wyróżniały się z tłumu kolorowymi chustami. Nikt się nie kłócił, nie było szturchańców i bójek. Liczne grono opiekunów dbało o bezpieczeństwo i porządek.
Zapadły mi w pamięci uśmiechnięte buzie dzieci, okrzyki "dziękuję" za bułkę, drożdżówkę lub napój, te pełne wyczekiwania oczy przy pytaniu " czy mogę jeszcze jedną?", zmęczone, ale zadowolone miny, gdy wysiadaliśmy z autokarów po powrocie, zakurzone nogi, które trzeba było myć od razu po wejściu do domu i to planowanie dni... do następnego czwartku.
Wiem, że dla wielu dzieci były to jedyne wakacyjne wyjazdy. To one umilały i uatrakcyjniały im dni spędzane w domu. Na pewno nie będzie przesady w stwierdzeniu, że to duży sukces naszej parafii. I wielu z nas ma w nim swój udział. I ten kto wrzucił grosz do skarbonki, i ten, kto piekł dla dzieci ciasteczka, i ten, kto przygotowywał posiłki, i ten kto organizował wycieczki, i ten kto wspierał modlitwą to dzieło i ... Można by długo wymieniać...
Starajmy się pielęgnować to dobro, bo jest ono potrzebne nam i naszym dzieciom, bo jest ono potrzebne światu...