Po lekcjach czczono w pokoju nauczycielskim świętego Andrzeja, którego imiennikiem był nie tylko pan Dyrektor, ale i wuefista i fizyk. Rytualne narzekania na ministra i zarobki przerwało wejście przemoczonego do cna ojca Gałązki, którego parasol okazał się niedostatecznym, o pardon - miernym zabezpieczeniem przed siekącym deszczem ze śniegiem. -
- Według Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej przyczyną złej pogody jest głęboki niż z północnej Rosji - rzuciła fachowo pani od geografii.
- A przecież wcześniej zapowiadali, że będzie słonecznie! - wykrzyknęli ze zgrozą zebrani.
- Wszystko jedno, przecież nasz ksiądz i tak powinien to przyjąć jako wolę Boską. Przednaukowy światopogląd w takich razach wydaje się być dość przydatnym - wtrącił ironicznie pan Trąbczak, matematyk.
- Pan, jak rozumiem, jest nadal wyznawcą światopoglądu naukowego - spytał niewinnie o. Atanazy.
- Oczywiście - pan Trąbczak był pełen neofickiego żaru - Tylko nauka daje pewne rozstrzygnięcia, proszę księdza. Nota bene żadna nauka nie wykazała jak dotąd, że Bóg istnieje.
- Skoro nauka nie potrafi przewidzieć, czy rano będzie słońce czy deszcz, to dlaczego miałaby z pewnością rozstrzygać sprawę istnienia Pana Boga?
- Skandal proszę Ojca, w tym naszym sejmie ciągłe się kłócą i kłócą. U nas nigdy nie będzie dobrze! - mówiła wzburzona pani Irenka, sprzedając o. Atanazemu gazety.
- "Będzie, będzie, niech się pani nie martwi. Byleby tylko nasi kłócili się w dobrej sprawie!"
- Na obrazach starych mistrzów - głosił na kazaniu o.Atanazy - stajenka betlejemska przedstawiana jest jako zrujnowany pałac, czy świątynia. To symbol końca Starego Przymierza - starej Świątyni i początku Nowego, zapoczątkowanego przyjściem na świat Syna Bożego. Znak zrujnowanej świątyni ma jednak i inne jeszcze znaczenie. To obraz naszych zrujnowanych przez grzech dusz, w których - mimo wszystko - może się narodzić Bóg - człowiek.
Zwykle w pociągu z Warszawy do Poznania jedzie się w milczeniu czytając gazetę. Tym razem było inaczej, a wszystko za sprawą starszej, biednie ubranej kobiety z kwiecistą chustką zsuniętą na szyję. Gdy pan obok otworzył "Trybunę" zapytała ze śpiewnym kresowym akcentem:
- A poczciwa to gazeta?
- Co to znaczy poczciwa? - burknął zdumiony jegomość.
- A taka, gdzie jest o Ojcu Świętym, księżach i zakonnicach - wyjaśniła precyzyjnie starsza pani.
Pan z "Trybuną" zzieleniał, zaś od kłopotliwej odpowiedzi wybawił go miłosiernie o.Atanazy włączając się do rozmowy. Pani pochodziła spod Grodna. Mówiła o Ojcu wywiezionym na Syberię i sąsiadach po których słuch zaginął. Opowiadała o ciężkiej pracy przez całe życie i trapiącej wszystkich biedzie. Teraz jechała do jedynej siostry pod Głogów, która - jak co roku - zapraszała ją do siebie na zimę: tak dzięki siostrzanej miłości mogła przeżyć najtrudniejsze miesiące. Kobieta nie narzekała. O smutnych rzeczach potrafiła mówić pogodnie. Z radością - o otwarciu i wyremontowaniu kościoła w jej wsi i coniedzielnych - tak jak w dzieciństwie - mszach świętych. W miarę opowiadania kobiety znikały rozłożone do czytania gazety: pierwsza "Trybuna", której właściciel wyjaśnił o. Atanazemu, że kupił to pismo właściwie przez przypadek. Pani spod okna poczęstowała wszystkich rogalikami, a młody przedsiębiorca spod drzwi zafundował kawę. Kobieta nie tylko potrafiła opowiadać, umiała także słuchać. Między Kutnem a Koninem sześcioro przypadkowych osób gawędziło już ze sobą jak grono starych znajomych. W Poznaniu wszyscy serdecznie się pożegnali; o. Ataznazy pomógł kobiecie nieść tobołek, młody biznesmen kupił bilet do Głogowa i ze swej komórki zadzwonił do jej siostry. Gdy pociąg do Głogowa odjechał obaj - zakonnik i biznesmen - stali jeszcze chwilę na peronie.
- Co ona z nami zrobiła, proszę ojca? W Warszawie wsiadałem do pociągu w pośpiechu, zaprzątnięty tysiącem spraw, które muszę w Poznaniu załatwić. Teraz jestem spokojny i donikąd się nie spieszę.
- To jej prostota i czystość przywróciła nam właściwą hierarchię wartości.
- Patrzcie, jak strasznie zmaterializowane jest nasze społeczeństwo - z miną Katona wygłaszał tyradę ks. Czarnowidzki - Nawet przygotowanie do świąt zamienili w materialistyczną orgię zakupów!
- Nie masz chyba racji - o.Atanazy szelmowsko się uśmiechnął - spójrz ile niepotrzebnych rzeczy oni kupują: czekoladowe gwiazdorki, których nikt nie je, papier do pakowania prezentów, wstążeczki, świeczki, bombki, szyszki, błyskotki. Czyż może być większa pogarda dla materii w wyrzucaniu pieniędzy na takie śmieci?