Dziś jest Piątek, 29 marca 2024
Czytania
Gazeta parafialna

Nasi podróżują

Droga na górę Athos

Wojciech Janyga

Było to niczym senne widzenie. Patrząc z okna na klasztorny dziedziniec, pogrążony już niemal zupełnie w ciemnościach, dostrzegłem ostatnich, udających się na spoczynek mnichów. Zawieszone dookoła na ścianach naftowe lampy rzucały po korytarzach fantastyczne wręcz cienie, a dobiegający nie wiadomo skąd skrzyp schodów i drzwi poruszał najczulsze struny wyobraźni. Wyjący we wszelkich zakamarkach wiatr przypominał coraz głośniej o sztormie na morzu, który szalał tuż za murami klasztoru. Monaster Iviron tulił do snu swoich gości...

Wspomnienia poniższe dotyczą wyprawy pięciu poznańskich studentów "do źródeł prawosławia", jak sami ją nazwaliśmy, czyli do Grecji (gdyż tam to właśnie Kościół ortodoksyjny, istniejąc jako owoc misji św. Pawła, przetrwał w "najczystszej" postaci). Celem podróży było dotarcie do najważniejszych miejsc greckiego prawosławia, rozrzuconych po całym kraju. Po wizycie w Atenach podążyliśmy do wspaniałych kościołów Salonik, prawdziwych pereł bizantyjskiej sztuki sakralnej. Widzieliśmy też oczywiście zapierające dech w piersiach klasztory Meteora, a także wspaniały monaster Ossios Loukas. W końcu stanęliśmy również u bram Mistry- jednego z tych czarujących miejsc, których chlubną przeszłość odczytywać można z zatopionych wśród drzew ruin i na wpół opuszczonych klasztorów. Jednak prawdziwe spotkanie ze wschodnią tradycją chrześcijaństwa nastąpiło nie tam, lecz, jak się zresztą należało tego spodziewać, na Świętej Górze Athos.

Dwanaście wieków historii

"Południowo- wschodni wiatr smagał nas niemiłosiernie po twarzach, jakby próbując zmusić do zejścia pod pokład. Szczelnie otuleni naszymi kurtkami, pełni wielkich oczekiwań obserwowaliśmy wyłaniające się przed nami wzgórza. Coraz bardziej zbliżaliśmy się do miejsca, które od ponad tysiąca lat ożywiało wschodnie chrześcijaństwo, do miejsca, którego powstanie równie mocno spowijają mroki historii, jak i niewiarygodne legendy..."(z dziennika wyprawy)

Święta Góra (Ágion Óros)- tak bowiem określa się półwysep leżący na pn-wsch wybrzeżu Grecji- to obszar od ponad tysiąca lat należący do mnichów. Pierwsze wzmianki kronikarskie pochodzą z IX w., kiedy to mnisi, ciesząc się od początku wielkim poważaniem, uczestniczyli w pracach rady bizantyjskiej cesarzowej Teodory. Legendy natomiast odsyłają do czasów daleko wcześniejszych, kiedy łódź wioząca Matkę Boską miała zostać zepchnięta właśnie do wybrzeży Athos, a zachwycona Maryja poprosiła Chrystusa, aby ziemia ta została jej poświęcona. Właśnie ze względu na tę tradycję oficjalne pieczęcie atoskie przedstawiają wizerunek Matki Chrystusa okrywającej swym płaszczem cały półwysep. W ciągu dwunastu wieków swej historii Athos przeżywał liczne wzloty i upadki. Od początku niemalże półwysep cieszył się ogromną sławą w Kościele Wschodnim - szybko stał się swoistym "sercem prawosławia" i centrum życia monastycznego. Z biegiem lat ze względów prestiżowych i symbolicznych stało się, aby każdy naród prawosławny miał na półwyspie swój klasztor. Tak jest i dziś. Przez cały okres panowania bizantyjskiego na tych terenach szczególną opiekę nad Świętą Górą roztaczali sami cesarze. W roku 885 cesarz Bazyli I w tzw. "Złotej Bulli" oficjalnie uznał status Athosu jako miejsca zarezerwowanego dla mnichów i pustelników. Kolejny cesarz w znanym edykcie z 1060r. zwanym Avatonem, zabronił wstępu na Świętą Górę kobietom i wszelkiemu stworzeniu płci żeńskiej. Rządy na półwyspie miał sprawować protos czyli prymas, oraz tzw. Święta Rada, składająca się z wybieranych przez każdy z klasztorów przedstawicieli. Warto wspomnieć, że do okresu tzw. Schizmy Wschodniej, a więc do 1054r., jeden z klasztorów zamieszkiwali benedyktyni z Amalfii.

W ciągu wieków Athos przetrwał różne zawieruchy dziejowe - zagrażali mu arabscy piraci, lakońscy pasterze i katalońscy korsarze. W okresie Cesarstwa Łacińskiego na Wschodzie (I poł. XIIIw.) podejmowano również na terenie półwyspu dość nieszczęsne próby nawracania mnichów na katolicyzm (nie licząc się jednocześnie z ich odrębnością kulturową i obrządkową), co przyniosło gorzkie owoce w postaci trwającego do dziś kategorycznego sprzeciwu mnichów wobec jakiegokolwiek zbliżenia z Rzymem i niezwykle wojowniczej postawy wobec innych wyznań chrześcijańskich. W późniejszym okresie Athos znalazł życzliwych patronów w ksążętach Serbii, Bułgarii i Wołoszczyzny. Również zdobycie Bałkanów przez Turków nie przekreśliło wyjątkowego statusu półwyspu, gdyż mnichom udało się wywalczyć uznanie ich praw przez sułtanów (z których jeden odwiedził nawet Świętą Górę).

Po całych dziesięcioleciach kryzysu w XIX i XX w., który zaczął się wyludnieniem Athosu w okresie Powstania Greckiego, Święta Góra powoli podnosi się z upadku. Od 1926 r. półwysep nosi oficjalna nazwę "Republiki Teokratycznej" i cieszy się szeroką autonomią, nadaną mu przez władze Grecji. Wśród górzystego, często niedostępnego terenu, rozrzuconych jest 20 klasztorów, budowanych najczęściej od IX do XI w., wraz z podporządkowanymi im osadami (tzw. skítie), gospodarstwami i pustelniami. Mnichów jest dziś ok. 1700 (w okresach największego rozkwitu było ich ok. 20 tys., w latach sześćdziesiątych naszego stulecia - mniej niż 1000). Każdy z klasztorów zajmuje swe osobne miejsce w hierarchii, każdy też ma inną atmosferę. Mnisi przybywają z najróżniejszych zakątków świata. Dla przykładu, klasztor Stavronikíta jest zamieszkały w dużej części przez Australijczyków.

Athos dzisiaj

Prom z Ouranopolis (ostatnia miejscowość w "świeckim" świecie) dopływa w końcu do Dafni- najbardziej chyba prężnej osady na Athos, a jednocześnie głównej przystani. Jest to zresztą jedyny sposób dotarcia na Świętą Górę, gdyż połączenia drogą lądową z resztą kraju po prostu nie ma. Na brzegu z daleka widać oczekujących ludzi, z których jedni pragną popłynąć dalej w dół półwyspu, do sławnych klasztorów Símonos Pétra czy Wielkiej Ławry, a inni przedostać się przez góry do monasterów grupy północnej. Ludzie stojący w kolejce na samym nadbrzeżu wrócą za chwilę do zwyczajnej cywilizacji. Muszą jeszcze przejść kontrolę bagażu. Do dziś niezbadane do końca skarby sztuki przechowywane na Athos zwiodły już bowiem niejednego pielgrzyma na pokuszenie.

Każdą wizytę w klasztorze pielgrzymi rozpoczynają od pokoju archondárisa - mnicha odpowiedzialnego za przyjmowanie pielgrzymów. Trzeba tam spędzić ok. pół godziny, co jednak upływa szybko na obserwacji przybyłych gości. Jak zwykle są to wyłącznie Grecy (obcokrajowcy zdarzają się poza okresem wakacji bardzo rzadko), no i oczywiście tylko mężczyźni. Po chwili oczekiwania można skorzystać z poczęstunku smaczną galaretką i, w zależności od gustu, szklanką wody lub wódki anyżowej.

Po okazaniu pozwoleń na wjazd (tzw. diamonitrionów, swoistych wiz, które należy załatwić i opłacić w Salonikach, pokrywających wszelkie koszty pobytu na Athosie) małomówny mnich prowadzi do cel. Pozwolenie to pozwala pielgrzymom korzystać z gościnności mnichów przez co najmniej 4 dni. Uwagę przykuwa też zazwyczaj pierwszy napotkany zegar, wskazujący czas o sześć godzin późniejszy od tego, jaki wskazują zegarki przyjezdnych. Na Świętej Górze obowiązuje bowiem nie tylko kalendarz juliański, ale także inny czas. O zachodzie słońca zegary nastawiane są na północ, a bramy zamykane (otwierane są wraz z pierwszymi promieniami jutrzenki). Życie na Athos jest w pełni dostosowane do tego rytmu. Wszyscy pielgrzymi mogą brać w nim udział (pewne restrykcje dotyczą niekiedy osób nie będących wyznania prawosławnego).

Dzień rozpoczyna się nocą

Około pierwszej, drugiej w nocy miarowe uderzenia talantonu (drewniane jarzmo; swoista kołatka, służąca wzywaniu na modlitwę) wyrywają z łóżek. Rozpoczyna się główna modlitwa dnia- liturgia Eucharystii, trwająca zazwyczaj ok. 3 godzin. Warto jednak uczestniczyć w niej chociażby w części (co zresztą robi większość mnichów i wiernych), by już od progów kościoła zostać przywitanym przez specyficzny półmrok, który rozświetlają jedynie palące się przy ikonach świece. Zewsząd słychać wspaniałe śpiewy i brzęki kadzielnic. Wszystko zaś urzeka głęboką symboliką, która, choć po części tajemnicza, jest jednak dla łacinników również zrozumiała. Druga dłuższa modlitwa to dopiero popołudniowe nieszpory (zazwyczaj pierwszy punkt programu w nowym klasztorze, do którego się przyjechało). Osoby wyznania innego niż prawosławne otrzymują jednak już na początku szczegółowe instrukcje dotyczące udziału w nabożeństwach. Muszą one zajmować miejsca w zupełnie tylnej komnacie katolikonu (kaplice atoskie są przedzielone ścianami, dzielącymi je na poszczególne pomieszczenia). Wykluczony jest również udział w Komunii Świętej dla katolików. W dwóch klasztorach zdarzyło nam się, gdy okazało się, że jesteśmy rzymskimi katolikami, iż zalecono nam jak najszybsze opuszczenie klasztoru rankiem dnia następnego, a na modlitwy nie wpuszczono nas w ogóle (w kościele, pod czujnym okiem dwóch mnichów, mogliśmy pomodlić się ok.10 min.). Byliśmy jednak również świadkami postaw bardzo przyjaznych i serdecznych. W jednym z najważniejszych klasztorów Athosu - Ivironie (sanktuarium maryjne z najsłynniejszą ikoną Bogarodzicy na Athosie), spotkaliśmy się z niezwykle ciepłym przyjęciem szczególnie ze strony starca, który, będąc dziś prawosławnym mnichem, okazał się być rodowitym Paryżaninem, niegdyś wielkim podróżnikiem i - jak można było sądzić po rozmowach z nim - człowiekiem interesów. Zaprosił nas dwa razy na francuskie wino (mimo całej słodyczy Świętej Góry greckie wina nie potrafiły jednak zadowolić francuskiego podniebienia), a w rozmowach z nami wiele mówił o tęsknotach jego i innych mnichów za jednością z Kościołem Zachodnim. W czasie liturgii zostaliśmy przez samego przełożonego klasztoru poprowadzeni do pierwszej komnaty przy ikonostasie, a potem mieliśmy zaszczyt (bo tak to właśnie na Athosie należy rozumieć) pomagać mnichom w nakryciu stołów do kolacji.

Strawa duchowa i cielesna

Posiłki również robią wielkie wrażenie. Spożywane są wspólnie, dwa razy dziennie, często w niezwykle pięknych refektarzach, których freski nie ustępują zazwyczaj tym, które można podziwiać w kościołach. Je się w zupełnym milczeniu, słuchając jednego z mnichów, który czyta w tym czasie święte lektury. Początek i koniec każdego posiłku wyznacza przełożony klasztoru (ihumen), dzwoniąc w specjalny gong. Także posiłki są okazją do zamanifestowania kto jest kim. Jako pielgrzymi nie-prawosławni byliśmy proszeni o zajmowanie osobnych stołów w kącie sali. Wyjątek stanowił tu znowu klasztor Iviron, gdzie jedliśmy przy jednym stole ze wszystkimi. Na dźwięk gongu kończącego posiłek wszyscy natychmiast wstają, aby się pomodlić, a następnie razem opuszczają refektarz za prowadzącym przełożonym, który przy drzwiach trwa w głębokim ukłonie, do momentu gdy ostatni z gości wyjdzie z sali. Ten piękny zwyczaj pokazuje wielką prawdę Kościoła, w którym każda funkcja w hierarchii wiąże się z tym większym obowiązkiem służby bliźnim.

Ku jedności?

Warto jeszcze wspomnieć o sprawach, które każdego pielgrzyma na Athosie zaczynają dotyczyć w szczególny sposób. Dlaczego my, katolicy nie stanowimy formalnie jednego Kościoła z prawosławiem? Dlaczego Ci, których Kościół rzymsko -katolicki nazywa "drugim płucem" Kościoła, pozostają jakby odłączeni? Przecież każdy katolik odwiedzający Athos będzie widział to niezwykłe powinowactwo ducha pomiędzy tym, co zna a tym, czego można tam doświadczyć. To, że odpowiedzi na te pytania wcale nie są łatwe świadczą trwające od setek lat wysiłki obydwu stron, aby poszerzyć jedność Kościoła. Jak w każdym rozłamie dokonującym się w Kościele, można tu dostrzec przede wszystkim wiele ludzkich ambicji, urażoną dumę i niezrozumiane emocje, którym dopiero później dopisuje się doktrynalne uzasadnienia, często formułowane na wyrost.

Rozłąka Wschodu z Zachodem jest właściwie tak stara jak samo chrześcijaństwo. Zadecydowały o tym w największym stopniu czynniki polityczne, jak podział Cesarstwa Rzymskiego (292 r.), powstanie nowej stolicy na Wschodzie (330 r.), podboje muzułmanów, które uczyniły chrześcijański Wschód bardziej hermetycznym i zależnym od Konstantynopola i właściwie w największym stopniu - wyprawy krzyżowe. Czwarta z nich (1204 r.), nad którą kontrolę przejęli Wenecjanie (a więc największy konkurent Konstantynopola), nigdy nie dotarła do Ziemi Świętej, a zamiast bronić świętych miejsc i wschodnich chrześcijan, uwikłała się w konflikty polityczne w samym Bizancjum. Krzyżowcy dwukrotnie złupili Konstantynopol, dokonując za drugim razem okrutnej rzezi mieszkańców i profanacji świątyń. Nie pomogła tu bardzo gwałtowna reakcja Rzymu (papież Innocenty III wzywał usilnie do zaprzestania bratobójczej walki i ekskomunikował wszystkich uczestników krucjaty). Te wydarzenia, jak i następujące po niej próby latynizacji Bizancjum w ramach Cesarstwa Łacińskiego pozostawiły po sobie piętno obustronnej nienawiści i uzasadnione poczucie wielkiej krzywdy po stronie chrześcijan Wschodu. Nie zatarły tego próby ułożenia stosunków na soborach w Lyonie (XIIIw.) i Florencji (XV w.). Jedyna "udana" unia w Brześciu (1596 r.) była z kolei powodem okrutnych prześladowań zwolenników pojednania z Rzymem przez prawosławnych (szczególnie na Ukrainie).

Drugim powodem oddalenia się chrześcijan obu stron były pogłębiające się różnice kulturowe. Zachód operował łaciną, Wschód - greką. Kwitnąca kultura w Bizancjum od V w. miała za partnera "barbarzyński" Zachód (od końca V w. Cesarstwo Rzymskie na Zachodzie zostało zdobyte przez plemiona barbarzyńskie), którym często pogardzano. Kościół łaciński w trakcie swej historii dokonał wielkiej recepcji filozofii Arystotelesa, rozwinął scholastykę i doprowadził swą teologię do niespotykanej nigdy na Wschodzie perfekcji i czystości pojęć. Wschód pozostał bardziej przy filozofii Platona, coraz bardziej się też orientalizując.

Wreszcie jako ostatnie należy wymienić różnice doktrynalne w wyznawanej wierze. Są one w gruncie rzeczy bardzo niewielkie, jeśli w ogóle istnieją, tyle że wyrażane są innym językiem. Bardzo często jest też tak, że prawdy formułowane na soborach w Kościele katolickim mają swój odpowiednik w faktycznej wierze chrześcijan Wschodu, u których jednak nie są ujęte w żadne ścisłe formuły (kościoły prawosławne nie odbyły w drugim tysiącleciu żadnego soboru powszechnego, trzymając się jednak wiernie nauki wspólnych soborów z okresu pierwszego tysiąclecia). Najczęściej jednak ze strony prawosławia wymieniane są następujące różnice: dogmaty o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Marii Panny, nieomylności papieża i czyśćcu oraz tzw. Filioque (a więc kwestia pochodzenia Ducha Świętego - od Ojca i Syna, czy też od Ojca przez Syna, co jednak przez Kościół katolicki zostało uznane za problem drugorzędny i nieistotny, wynikający ze specyfiki filozofii). Ponadto wspomina się o czysto liturgicznych różnicach (np. używanie niekwaszonego chleba i białego wina do Eucharystii na Zachodzie) i sposobie sprawowania sakramentów. Za największą przeszkodę na drodze do jedności uznaje się pozycję Papieża w Kościele katolickim, którego prymat prawosławni skłonni byliby uznać, choć w węższym zakresie niż katolicy (prymat papieży był zresztą w pewnym zakresie honorowany przez Kościół Wschodni w pierwszym tysiącleciu). Na temat wszystkich tych spraw obraduje aktualnie wspólna Komisja Teologiczna, która oby przyniosła jak najlepszy plon.

A Święta Góra Athos wciąż czeka na pielgrzymów. Na ludzi, których jak zwykle mogłaby oczarować swym pięknem i kazać zastanowić się nad największą Tajemnicą i Prawdą tego świata, dla której wielu pozostaje na Athosie na zawsze. Tam właśnie, gdzie czas zatrzymał się przed setkami lat, można doświadczyć wielkiego misterium chrześcijaństwa, odczuć na własnej skórze konsekwencje ran zadanych jedności świętego Kościoła i wziąć we własne ręce dzieło ich uleczenia, dzięki mocy osobistej modlitwy.


Przeczytano 12439 razy

19, (2) 2001 - Uroczystość św. Piotra i Pawła



Copyright 2003-2024 © Kongregacja Oratorium Św. Filipa Neri i parafia pw. NMP Matki Kościoła w Poznaniu
stat4u
Kalendarz
Czytania
Kongregacja Oratorium Św. Filipa Neri - Poznań