"Czekam na Ciebie Dobry Boże,
przyjdź do mnie Panie, pośpiesz się...".
Jezu, czy pamiętasz tamtą majową słoneczną niedzielę?
Wiesz... bo ja tak.
Gdy teraz spoglądam na dzieci w białych sukienkach, granatowych ubraniach, wracam myślami do tamtego dnia, do tego, co wówczas się wydarzyło. To był najcudowniejszy dzień w moim życiu. Przyznam się szczerze, że zbyt wiele z tego nie rozumiałam, ale serce moje było najszczęśliwsze na świecie. Pamiętam doskonale pieśni, które śpiewaliśmy dla Ciebie, aby Cię uwielbić: "...dostrzegam Cię Boże Tyś jest tuż tuż".
Ja Cię dostrzegłam, nagle wkradłeś się w moje życie i rozpaliłeś me serce miłością do Ciebie. Stałeś się taki ważny, postawiony na pierwszym miejscu. Jak dobrze być Twoim dzieckiem i bezgranicznie Tobie zaufać.
I wiesz co jeszcze pamiętam, Jezu?
Świecę. Świecę, którą zapalała mi moja własna matka. Podeszła do mnie wśród tłumu ludzi, pochyliła się nade mną i oto ujrzałam łzy w jej oczach. Pewnie była szczęśliwa jak i ja. A może jeszcze szczęśliwsza. Bo oto dziecko, które jej dałeś, połączyło się z Tobą, połączyło się ze swoim Stwórcą.
Wracając myślami do tamtego dnia odczuwam tęsknotę i nostalgię. Myślę, aby zawsze być takim dzieckiem jak wtedy: beztroskim, niepojętnym, ale czującym sercem wydarzenia odgrywające się podczas mszy pierwszokomunijnej.
Spytasz mnie Panie, czy czekałam na prezenty? Odpowiem Ci nie, bo przecież wiesz, że wtedy niczego nie było w sklepach. I za to dziękuję Ci, bo może dlatego uważam ten dzień za najszczęśliwszy w mym życiu. Może dobra materialne przysłoniłyby mi Twoje nadejście, może wówczas nie zauważyłabym Cię skrytego w białym opłatku.
Proszę Cię, Jezu, abyś nie zamazywał w mej pamięci tamtego dnia i proszę Cię "wśród licznych trosk i niepokojów, kiedy już sił nie starcza nam" - karm nas swoim Ciałem i bądź naszą mocą, Bogiem i Panem.