Tak jak to stało się już w naszej parafii zwyczajem w czasie majowego weekendu młodzież ze Świerczewa pojechała na swoje dni skupienia w góry. Z powodów lokomocyjno-lokalowych (trzeba szybko dojechać i mieszkać maksymalnie wysoko, bo czasu mało) zamieszkaliśmy w zaprzyjaźnionym hotelu górskim u Babci Basi na Szrenicy. Tym razem liczba miejsc była limitowana do 25. Po pierwsze dobro reglamentowane jest w większej cenie, a po drugie zbyt duża liczba uczestników nie wpływa dobrze na skupienie. Dzięki temu w góry pojechali tylko ci, którzy chodzą regularnie na spotkania duszpasterstwa - po prostu dla innych nie starczyło miejsca (chociaż w ten sposób ich praca w ciągu roku została nagrodzona).
W drodze okazało się, że nasza kochana PKP zrobiła nam niespodziankę i w ramach "ułatwień dla klientów" tuż przed świętami niespodziewanie skróciła trasę pociągu i w Jeleniej czekała nas przesiadka. Ostatecznie jednak udało nam się dotrzeć bez większych strat do Szklarskiej Poręby. Tutaj po mszy świętej odprawionej w kaplicy domu rekolekcyjnego grupa demokratycznie (czyli większościowo) zadecydowała, że nie będziemy podchodzić do schroniska położonego na wysokości 1380mnpm. tak jak zawsze nudną (bo brukowaną) i krótką (dwugodzinną) drogą, tylko wybrała nową (trzykrotnie dłuższą) i ciekawszą (czytaj karkołomną) trasę przez Łabski Szczyt. No cóż, demokracja ma to do siebie, że łatwo nią sterować. Niektórzy zapomnieli tylko, że mają trzydziestokilowe plecaki.
Następne cztery dni były to góry, słońce i śnieg. Zeszliśmy całe zachodnie Karkonosze i kawałek Gór Izerskich. Codziennie była msza święta i spotkanie dyskusyjne w grupach. Jednym słowem, jak co roku.
Wyjątkowy był poniedziałek - dojechali do nas na swoją podróż poślubną Ania z Kamilem. Przywieźli ze sobą placki weselne. W schronisku czekał na nich specjalnie przez Babcię Basię przygotowany pokoik z widokiem na Góry (tam nie ma innych widoków) i sala, w której odbyły się poprawiny. I ja tam byłem herbatę i kawę piłem... Szkoda tylko, że trzeba było kończyć już o trzeciej, bo następna noc w pociągu.
Do domu wróciliśmy 3 maja. W ciągu wszystkich mszy świętych można było bez trudu rozpoznać uczestników skupienia po może nie do końca skupionych (raczej zmęczonych), ale za to spalonych na brąz i szczęśliwych twarzach.
Co po latach pozostanie z tych dni, trudno dziś powiedzieć. Czy wspomnienie mszy świętej odprawianej wśród skał i pomruku burzy? Nocne Polaków rozmowy? Dyskusje o Eucharystii? A może wspomnienie słońca, śniegu i dziewięciogodzinnej wędrówki? Na pewno jednak więcej niż gdyby te dni były spędzone przed telewizorem lub nad tanim winem.