W grudniu 1999 roku, aby lepiej przygotować się do wejścia w rok jubileuszowy, nasza grupa duszpasterstwa młodzieży szkół średnich, studentów i młodzieży pracującej udała się z księdzem Tomaszem do Korbielowa. Jest to mała miejscowość położona w górach, niedaleko Żywca, znana głównie z okolicznych tras narciarskich. Panująca tam atmosfera była zupełnie inna niż ta znana nam z miasta - otaczająca nas górska przyroda pozwoliła nam odpocząć i zapomnieć o problemach.
Wyruszyliśmy rankiem 27 grudnia. Szczęśliwie nie mieliśmy problemów ze znalezieniem miejsca w pociągu i również później podróż mijała bez przeszkód, nawet podczas przesiadek w Krakowie i w Żywcu. Czas upływał na rozmowach, grze w karty i w szachy. W Korbielowie zostaliśmy zakwaterowani w szkole podstawowej, gdzie czekały na nas cztery sale pełne łóżek. Tego dnia spotkaliśmy się na sali gimnastycznej, aby lepiej poznać pozostałych uczestników wyjazdu. Szybko podzieliliśmy się na dwie grupy -pieszych i narciarzy - których skład stopniowo ulegał zmianie. Ponieważ ksiądz Tomasz zadbał o sprzęt muzyczny, codziennie mieliśmy możliwość usłyszenia jednego utworu z jego własnego repertuaru oraz z naszych zasobów - niestety - na pobudkę. Każdego dnia kilka osób było wyznaczanych do przygotowania posiłków dla wszystkich. Na szczęście byliśmy dobrze zaopatrzeni (do dziś niektórzy walczą z zapasami kawy zbożowej). Po pobudce, gdy wszyscy opuścili już śpiwory, przychodził czas na modlitwę, a następnie konsumpcję przygotowanego przez dyżur gospodarczy śniadania. Potem, około godziny 9:30 udawaliśmy się na szlak lub stok, aby powrócić około 16:00, gdy woda zyskiwała temperaturę wyższą niż pokojowa, a czasem wręcz gorącą, z czego korzystaliśmy pod natryskami. O 17:00 zwykle zjadaliśmy obiadokolację. Wieczorem udawaliśmy się do kościoła, gdzie ksiądz Tomasz odprawiał dla nas mszę św. Wśród nas znaleźli się członkowie zespołu "Moi Przyjaciele", dzięki czemu na każdej mszy mogliśmy dołączyć się do śpiewu przy dźwiękach gitar, a nawet tak egzotycznych instrumentów, jak np. flet poprzeczny. Po powrocie do szkoły mogliśmy uczestniczyć w spotkaniach podobnych do naszych zwykłych cotygodniowych spotkań duszpasterstwa. Wszyscy, którzy czuli się głodni, mogli skorzystać jeszcze z naszych kuchennych zapasów. O godzinie 22:00 rozpoczynała się cisza nocna - każdy musiał przebywać na własnym piętrze, kończyliśmy rozmowy i gasiliśmy światła. Jednak zakazem tym nie była objęta nasza stołówka, kuchnia oraz sala gimnastyczna, z czego korzystało wiele osób chcących zagrać w karty lub w kości (oczywiście nie na pieniądze) lub po prostu porozmawiać.
W końcu nadszedł 31 grudnia. Zajęliśmy się przygotowaniem sali, jedzenia, muzyki. Wszyscy byli zadowoleni z dekoracji, większość bawiła się dobrze przez kilka godzin. Około północy wznieśliśmy toast sokiem lub dziecięcym szampanem, po czym popatrzyliśmy na sztuczne ognie. Niespodzianką dla nas były "przekąski", szczególnie entuzjastycznie zostały przywitane pieczone kurczaki, ale oprócz gotowego jedzenia spożywaliśmy też kulinarne eksperymenty osób z naszej grupy - m.in. słynną sałatkę Basi (Została ona przyprawiona wszystkim, co było pod ręką - od piekielnie ostrych papryczek chili aż po przyprawę do pierników. Fascynujący, a co najważniejsze, udany eksperyment kulinarny). Muzyka została dobrana równie dobrze, gdyż niektórzy dotrwali do czwartej nad ranem.
Jestem bardzo zadowolony z tego wyjazdu, czułem się świetnie, chociaż z całej grupy znałem na początku tylko kilka osób. Mimo zimna i olbrzymiej ilości śniegu, który czasem nadlatywał z całkiem niespodziewanej strony, wróciłem do domu zdrowy, co może być zasługą naszych opiekunów, dostarczających wszystkim witaminy C. Bardzo podobała mi się możliwość poznania wielu piosenek, które ćwiczyliśmy przed każdą mszą i które pamiętam do dziś. Jedyne niemiłe chwile wyjazdu to powrót - od Krakowa jechaliśmy na stojąco w korytarzu. Jednak do tej pory miło wspominam pobyt w Korbielowie i zdaje mi się, że nie tylko na mnie wyjazd ten wywarł takie wrażenie.