Aujourd'hui c'est vendredi, 19 avril 2024
Lecture
Gazeta parafialna

L'histoire

Zapomniane zwycięstwo. Powstanie wielkopolskie 1918 - 1919.

Przemysław Matusik

Poznaniacy mają szczególny talent do wygrywania bitew i przegrywania pamięci o nich. Tak jest właśnie z powstaniem wielkopolskim, pierwszym zwycięskim zrywem narodowym, zrywem prawdziwie ludowym i powszechnym, a więc takim, o jakim marzyli nasi romantyczni spiskowcy wieku XIX. Dziś funkcjonuje ono niejako na marginesie wyobraźni historycznej przeciętnego Polaka. Nie-Poznaniacy, o nim nie pamiętają, Poznaniacy zaś chyba je nie w pełni doceniają. Tymczasem powstanie wielkopolskie warte jest tego, by stać się ważnym elementem naszej zbiorowej pamięci.

Mówiąc o nim zauważyć musimy, iż na jego sukces pracowali Poznaniacy kilkadziesiąt lat. Pracowali tworząc rozbudowany system polskich organizacji narodowych, budując spółki zarobkowe i banki dające Polakom dobre podstawy finansowe w konkurencji z Niemcami, organizując sieć związków gospodarczych, kulturalnych, oświatowych. W bezwzględnym starciu z germanizacyjnym naciskiem państwa niemieckiego Polacy - mimo wszelkich dzielących ich różnic - występowali solidarnie, czego wyrazem była skupiająca elitę polskiego ruchu narodowego polska reprezentacja w sejmie pruskim i parlamencie Rzeszy Niemieckiej. Nacisk niemiecki powodował, iż Poznaniacy niechętnie patrzyli na lewicową agitację, godzącą w narodową solidarność. Tu dominowali politycznie konserwatyści, a od początków XX wieku narodowi demokraci. Tu od początków zorganizowanego ruchu polskiego wielka w nim rola przypadła polskiemu Kościołowi: to księża należeli do najczynniejszych inicjatorów i działaczy organizacji polskich od Towarzystwa Naukowej Pomocy po kółka rolnicze i banki ludowe; przecież twórcą polskiego systemu spółek zarobkowych i związanego z nim systemu bankowego był jeden z największych polskich działaczy gospodarczych XIX wieku - ks. Piotr Wawrzyniak, zaś księża tacy jak E.Stablewski, L.Jażdżewski, czy A.Stychel należeli do najczynniejszych członków naszej reprezentacji parlamentarnej. W przeddzień więc I wojny poznańskie społeczeństwo było dobrze zorganizowane, zdyscyplinowane, posiadające swych naturalnych liderów, co przywódca narodowej demokracji, Roman Dmowski, podsumowywał w słowach: Prusacy, chcąc nas wytępić doszczętnie, wyświadczyli nam usługę dziejowej doniosłości, mianowicie wytworzyli w swym zaborze warunki przyśpieszonego przekształcenia nas na społeczeństwo czynne, pełne energii bojowej, zdolne do zdobywania sobie bytu w najcięższych warunkach. Zmusili oni i zmuszają coraz bardziej zachodni odłam naszego narodu do wydobycia z siebie tych zdolności, tych sił, które są nie tylko potrzebne do istnienia dzisiaj, ale które jedynie umożliwią nam w przyszłości zdobycie samoistnego bytu politycznego i utrzymanie żywotnego, silnego państwa polskiego.

Prócz jednak tych działań, które miały charakter legalny, które nastawione były na długofalową walkę z naporem niemieckim, od końca XIX wieku dawało znać o sobie nowe zjawisko. Było to odrodzenie idei niepodległościowej wśród młodego pokolenia. Poznańska młodzież gimnazjalna, wychowywana od końca XIX stulecia przez tajne organizacje samokształceniowe zwane towarzystwami Tomasza Zana (tetezet), chętniej niż dorośli nawiązywała do tradycji walk o niepodległość. To do tej właśnie młodzieży trafiła przede wszystkim inicjatywa działaczy Towarzystwa Gimnastycznego Sokół, którzy w 1912 sprowadzili ze Lwowa pierwszych instruktorów ruchu skautowego. Pomysł ten doskonale się przyjął na gruncie poznańskim, czego wyrazem był fakt, iż w 1914 roku działało tu już 30 drużyn skautowych. Podkreślić też trzeba, że i w samym Sokole, działającym w Wielkopolsce od trzydziestu z górą lat, pojawiać się zaczęły przed pierwszą wojną nowe tendencje. W niektórych jego oddziałach ("gniazdach"), zaczęto bowiem - pod galicyjskim wpływem, wprowadzać obok tradycyjnych ćwiczeń gimnastycznych także elementy wyszkolenia wojskowego. Jak stwierdzał znawca tej problematyki Z.Grot, Niemcy, którzy zawsze z niepokojem śledzili działalność "Sokoła", nazwali go wówczas kadrą przyszłej armii polskiej.

Wybuch wojny przyniósł istotną zmianę sytuacji, już choćby stąd, iż wojenne rygory wpłynąć musiały na ograniczenie aktywności społecznej i politycznej. Istotne jest to, iż w porównaniu z zaborem rosyjskim, nie mówiąc już o Galicji, nie pojawiła się tu jakaś znacząca próba oparcia kwestii polskiej o Niemcy, zaś reprezentowana przez część polityków galicyjskich i królewiackich, choćby przez J.Piłsudskiego, opcja na państwa centralne, na Austrię i Niemcy, uznawana była w większości za kardynalny błąd polityczny. Było to zresztą oczywiste, bowiem próba odbudowy państwa polskiego w oparciu o te mocarstwa oznaczać by musiała pozostawienie Poznańskiego, nie mówiąc już o Śląsku i Pomorzu poza granicami odrodzonej Polski. Dlatego też jednoznaczną sympatią cieszyła się tu orientacja na państwa zachodnie, na Ententę, reprezentowana przez Romana Dmowskiego i jego ruch narodowy. Za tymi sympatiami szły i czyny. Politycy poznańscy, przedstawiciele zarówno konserwatystów, jak i rywalizujących z nimi narodowych demokratów, postanowili w sytuacji wojennej zapomnieć o dotychczasowych sporach i połączyli się w powstałym na początku wojny Tajnym Międzypartyjnym Komitecie. W marcu 1915 roku Komitet wysłał do Szwajcarii przywódcę poznańskich narodowych demokratów, Mariana Seydę, by ten w łączności z politykami opcji prozachodniej (Dmowski, Paderewski) reprezentował tam ziemie zaboru pruskiego. W 1917 roku Seyda wszedł do powstałego w Szwajcarii, a następnie przeniesionego do Paryża Komitetu Narodowego Polskiego, z którym poznańskie elity polityczne pozostawać będą w bezpośredniej łączności.

Wojna doprowadziła do zdezorganizowania młodzieżowego ruchu niepodległościowego, już choćby z tego względu, że spora część jego starszych uczestników trafiła po prostu do wojska. W 1915 roku władze niemieckie rozwiązały skauting, co oczywiście nie powstrzymało harcerzy od kontynuowania działalności. W kwietniu 1916 roku powstała w Poznaniu tajna Komenda Skautowa z Henrykiem Śniegockim na czele, zaś o sile ruchu skautowego świadczył choćby odbyty w 1917 roku pod Głuszyną zlot skautowy, w którym wzięło udział ok. 800 osób. Także wielka manifestacja polska 15 października 1917 roku pod pomnikiem Mickiewicza z okazji stulecia śmierci Kościuszki, była w dużej mierze pokazem sprawności organizacyjnej tajnego ruchu skautowego.

Rok 1917 był ważny także i z innego względu. W wojennym życiu społeczeństwa polskiego pojawiła się oto pewna nowa jakość: dezerterzy. Długotrwała, mordercza wojna wpłynęła destrukcyjnie na morale części przynajmniej armii niemieckiej, czego wyrazem stały się właśnie dezercje. Wśród dezerterów było oczywiście wielu Polaków, często tych o najlepszej świadomości obywatelskiej, byłych uczestników ruchu skautowego i sokolego. Ci uciekinierzy z armii, dobrze wojskowo przygotowani i często uchodzący z armii w pełnym uzbrojeniu, znajdowali oparcie w poznańskim społeczeństwie, wśród swych dawnych kolegów: powstał wręcz cały system podrabiania dokumentów, wyszukiwania bezpiecznych mieszkań etc., chroniący polskich dezerterów. Część z nich przerzucano do Królestwa Polskiego, ci którzy pozostali na miejscu stać się mieli czołowymi działaczami podziemnych organizacji wojskowych. Jesienią bowiem 1917 roku powstała w Poznaniu Polska Organizacja Wojskowa zaboru pruskiego; prócz wspólnej nazwy nie miała ona jednak nic wspólnego z działającą w Królestwie POW pozostającą pod zwierzchnictwem J.Piłsudskiego. POWzp. tworzyli ludzie związani z ruchem skautowym, w tym i byli skauci - dezerterzy z armii niemieckiej. Rozbudowując swe struktury, skupiając ludzi, zbierając broń stała się POWzp nowym i nader istotnym czynnikiem politycznym w Poznańskiem, jako siła reprezentująca jednoznacznie program zbrojnego powstania przeciw władzy niemieckiej.

W lipcu 1918 roku tajne Koło Międzypartyjne przekształciło się w bardziej zwartą strukturę Centralnego Komitetu Obywatelskiego (CKO) z 7-osobowym Wydziałem Wykonawczym, na którego czele stanął wybitny działacz społeczny ze szkoły ks. Wawrzyniaka, Patron Związku Spółek Zarobkowych, Ks. Stanisław Adamski. Jednocześnie w całej Wielkopolsce powstawać zaczęły lokalne komitety obywatelskie skupiające przedstawicieli miejscowych polskich elit. Do tego także w oparciu o organizację Sokoła tworzyć się zaczęły struktury organizacji paramilitarnej - Straży Obywatelskiej, na której czele stanął dotychczasowy naczelnik związkowy Sokoła - Julian Lange i której kadry szkolone były pod okiem dezerterów z armii niemieckiej. 7 października, w obliczu klęski Niemiec i narastającego rozprzężenia nie tylko w armii, ale i w całym państwie niemieckim, CKO formalnie objął zwierzchnictwo nad organizowanymi w zmożonym tempie oddziałami Straży Obywatelskiej.

Wszystko to było niezmiernie ważne, ale - przyznajmy to - dopomogła nam Opatrzność. Otóż bowiem w obliczu klęski Niemiec 9 listopada 1918 r. wybuchła w Berlinie rewolucja. Władzę w państwie przejęli socjaldemokraci, pod których wpływem powstawać zaczęły - obok nadal funkcjonujących struktur administracyjnych Rzeszy - rady robotników i żołnierzy. Rady miały być organem władzy rewolucyjnej i demokratycznej zarazem, nie zastępowały struktur państwa, lecz miały je kontrolować, by te nie stały się ostoją sił reakcji. Ten ruch dotarł także i w Poznańskie, dotarł równocześnie z wydarzeniami berlińskimi, a nawet nieco je wyprzedził, bo pierwsza rada żołnierska - w garnizonie jarocińskim - powstała jeszcze w nocy z 8 na 9 listopada. 10 listopada ruch tworzenia rad rozwinął się w Poznańskiem w całej pełni. Niemieccy socjaldemokraci zakładali, że rady staną się narzędziem ludowej i demokratycznej władzy. W Wielkopolsce ruch tworzenia rad poszedł jednak w kierunku przez socjaldemokratów nieprzewidywanym. Tu bowiem demokratyczna struktura rad zaszczepiona być miała na gruncie polskiego w większości społeczeństwa, społeczeństwa zorganizowanego, świadomego swych celów i bynajmniej nie podzielającego lewicowych schematów myślenia niemieckiej socjaldemokracji. Dlatego też Polacy natychmiast do rad weszli, tam gdzie mogli całkiem je opanowali, tam gdzie nie mogli - wykorzystali je do co najmniej złagodzenia dyskryminujących praktyk pruskiej administracji. Polacy, głównie związani z POW weszli także do powstałej 11 listopada, a więc tego samego dnia, gdy podpisano rozejm w Compiegne, a J.Piłsudski przejął w Warszawie władzę nad wojskiem, centralnej Rady Robotników i Żołnierzy z Wydziałem Wykonawczym na czele, którą już po kilku dniach zdołali zdominować.

Jednocześnie niemiecka rewolucja stała się doskonała okazją do ujawnienia tajnych dotąd struktur polskiej reprezentacji politycznej. Stało się to zresztą niejako z inicjatywy władz niemieckich, które już 10 listopada, w obliczu narastającego chaosu w państwie, zwróciły się z prośbą do prezesa Koła Polskiego w parlamencie Rzeszy, Władysława Seydy (brata Mariana), by Polacy wyłonili jakąś narodową reprezentację dla zapewnienia porządku w prowincji. Była to doskonała okazja do ujawnienia istniejącego już Centralnego Komitetu Obywatelskiego, który 12 listopada powołał swój organ wykonawczy zwany Komisariatem, w skład którego wszedł znany nam już ks. S.Adamski, Wojciech Korfanty - syn śląskiego robotnika i czołowy działacz polski na Śląsku oraz Adam Poszwiński, wybitny publicysta i polityk, reprezentujący Kujawy.

Po kilku dniach CKO przemianowany został na Naczelną Radę Ludową, za czym i Komisariat CKO przyjął nazwę Komistariatu Naczelnej Rady Ludowej. Podobnie i na prowincji działające tam Komitety Obywatelskie przekształcać się zaczęły w rady ludowe, funkcjonujące obok rad robotniczo - żołnierskich. Różnica polegała na tym, że rady robotniczo - żołnierskie były z założenia organami ponadnarodowymi, obywatelskimi, zaś rady ludowe - organami reprezentującymi narodowość polską. Skądinąd także i Niemcy i Żydzi tworzyć zaczęli swoje rady ludowe. Radom ludowym podporządkowana była coraz bardziej się rozbudowująca Straż Obywatelska, w końcu listopada przemianowana na Straż Ludową.

Co to wszystko oznaczało? Oznaczało to, że w strukturach Rzeszy Niemieckiej rozpoczęło się z konieczności tolerowane przez władze niemieckie rozbudowywanie polskich organów narodowych (rady ludowe), a także stopniowe przejmowanie kontroli nad władzą administracyjną poprzez rady robotniczo - żołnierskie, które wyznaczały w poszczególnych instytucjach administracyjnych swych kontrolerów (decernentów). A wszystko to całkiem legalnie, przy ciągłym deklarowaniu przez polskie elity tego, iż o losie ziem polskich zadecyduje kongres pokojowy. Za ostrożnie? Nie, tylko rozumnie. Tworzące się przecież za Prosną państwo polskie nie tylko nie byłoby w stanie skutecznie wspomóc jakiejkolwiek polskiej irredenty w zaborze pruskim, ale wręcz każdy konflikt z Niemcami mógłby wręcz zagrozić jego istnieniu. Nie możemy bowiem zapominać, iż w tym czasie na terenie Litwy, Białorusi i Ukrainy znajdowało się ok. miliona niemieckich żołnierzy tzw. Ober - Ostu, frontu wschodniego. A było to wojsko, które nie poniosło klęski w tej wojnie i które jesienią 1918 roku mogło po prostu zgnieść słabe jeszcze struktury państwa polskiego.

Tymczasem jednak Poznaniacy ostrożnie, acz konsekwentnie robili swoje. 18 listopada odbyły się wybory do polskich powiatowych rad ludowych i do Polskiego Sejmu Dzielnicowego. Sejm Dzielnicowy zgromadził przedstawicieli całego zaboru pruskiego. W trakcie obrad, które miały miejsce w Poznaniu 3-6 grudnia potwierdzono niezmienność polskich celów narodowych - dążenie do niepodległości, zdając się jednak w tej sprawie na decyzje kongresu pokojowego. Wybrano też nową, 80-osobową Naczelna Rada Ludowa z reprezentantami wszystkich ziem zaboru pruskiego. Organem wykonawczym NRL został Komisariat NRL, do którego prócz dotychczasowych jego członków (ks.Adamski, Korfanty, Poszwiński) dokooptowano także dr. Stefana Łaszowskiego (Pomorze), Józefa Rymera (Śląsk) i Władysława Seydę (Poznań). To tworzyło pełną już i na demokratycznej podstawie wybraną reprezentacje wszystkich Polaków w zaborze pruskim. Zdawało się, że teraz trzeba tylko dalej, stopniowo rozbudowywać polskie struktury, czekając na dalszy rozwój sytuacji na arenie międzynarodowej. Skądinąd zauważyć trzeba, że prócz tego legalistycznego kierunku reprezentowanego przez polityczne elity skupione w NRL, co bardziej radykalni działacze, ci spod znaku POW, nadal umacniali swą organizację, nadal gromadzili broń i szykowali się do zbrojnego wystąpienia, które jednak odkładali na koniec stycznia 1919 roku. Wydarzenia jednak przybrały niespodziewany obrót.

Już bowiem obrady polskiego Sejmu Dzielnicowego wywołały wśród Niemców sporo nerwowości. Mnożyć się zaczęły na ulicach Poznania niemieckie demonstracje, co powodowało wzrost napięcia między oboma narodowościami. Do kulminacji dojść miało w końcu grudnia. Oto bowiem w tym czasie udawał się do Warszawy doskonale Poznaniakom znany i niezwykle tu popularny wielki pianista i niezmordowany rzecznik sprawy polskiej - Ignacy Paderewski, któremu towarzyszyła angielska misja wojskowa. Paderewski z Anglikami miał przybyć do Gdańska, następnie planowano ich przyjazd do Poznania, skąd dopiero chciano ich wysłać do Warszawy. Tymczasem jednak władze niemieckie, w przewidywaniu polskich demonstracji narodowych w Poznaniu, postanowiły wysłać zachodnich gości do Warszawy prosto przez Toruń, z ominięciem stolicy Wielkopolski. To wywołało niesłychane wzburzenie Poznaniaków, tak iż w ostatnim momencie Niemcy z tego pomysłu musieli się wycofać. Atmosfera w mieście była już jednak niesłychanie napięta.. Oddajmy tu jednak głos uczestnikowi tych wydarzeń, Karolowi Rzepeckiemu: [wieczorem, 26 grudnia miasto] wre i kipi z podniecenia! Olbrzymi szpaler młodzieży, skautów, towarzystw, cechów, Straży Ludowej ciągnie się od dworca do Bazaru; dziesiątki tysięcy ludzi czeka poza szpalerem na przyjazd ukochanego męża, ofiarodawcy krakowskiego pomnika grunwaldzkiego i patryoty; w Bazarze zbierają się władze z dr Krysiewiczem i prezydium NRL na czele, panny w bieli z kwiatami zapełniają "hall", polskie kompanie czuwają w koszarach, a pluton St.Rybki dociera do dworca, aby ewent. przemocą wprowadzić gości do miasta. "Straż Ludowa": zebrała 860 ludzi z bronią w punktach wskazanych, a 1180 bez broni ustawiła w szpalerze; towarzystwa i cechy postawiły 1750 ludzi, młodzież 850; ogólny udział wynosił 4640 ludzi. -Prawie całe miasto było na nogach! Wieczorem o godzinie 7 i pół ukończono ustawianie szpaleru; rozdano przeszło 3000 pochodni i światła bengalskie. Organizator "Straży", Rzepecki, z kolegami patrolują od dworca do Bazaru i z powrotem; o godzinie 8-mej chce 5 Niemców oficerów wtargnąć na dworzec legitymując się depeszą z Berlina. Komendant Straży Ludowej i całego pochodu, Julian Lange nie wpuszcza oficerów na dworzec)...). Nareszcie przez Piłę, Oborniki przyjeżdżają Paderewscy wraz z Anglikami z półgodzinnym opóźnieniem. Tłum olbrzymi!! Niech żyje!! Entuzjazm nie do opisania!! Na dworcu gasną "umyślnie" wszystkie światła, ale za to zabłysły tysiączne pochodnie. W otoczeniu gości Korfanty; występuje dr Meissner, dr Rudlewski i prawią mowy powitalne; wsiadają do powozów i w otoczeniu Rady Ludowej Miasta Poznania, cechów, towarzystw, itd jadą stępem do miasta. Miarowym, uroczystym wolnym krokiem poprzedza ich zbrojna kompania "Straży" z Langem i pluton St.Rybki do Bazaru. Kapela gra hymny narodowe. Anglików do hallu wnieśli żołnierze na barkach; dziwno im było, że z takim entuzjazmem witali ich ludzie w mundurach "niemieckich"! Dr Krysiewicz wita Paderewskiego, Korfanty Anglików; odpowiada Rawlings. Potem przemówil Paderewski, głosząc niejako program Polski wolnej, szczęśliwej, wielkiej, ludowej! Z okna wygłosił raz jeszcze płomienna przemowę do tysięcznej rzeszy. Najwyższe napięcie!! Sława!! Niech żyje!! U mec. śp. Drwęskiego, prezydenta miasta odbył się bankiet; przemawiali Drwęski, W.Seyda, Paderewski, Korfanty i dr Rydlewski; - stolica Wielkopolski ułożyła się do snu nie przewidując, co ją czeka nazajutrz!

A następnego dnia trwać miało dalej polskie święto. W południe przez Bazarem przedefiladował kilkunastotysięczny pochód polskich dzieci, zorganizowany przez łazarskiego proboszcza i aktywnego działacza narodowego. ks. Kazimierza Malińskiego. Po południu odbyć się miał wielki bankiet z udziałem dostojnych gości. Tymczasem jednak Niemcy ruszyli do kontrataku. W zasadzie trudno się dziwić: owacyjne powitanie Paderewskiego i wrogów - Anglików, musiało boleśnie zranić niemieckie uczucia narodowe. Po południu więc uformował się na Jeżycach pochód, w którym dominowali żołnierze ze stacjonującego w tej dzielnicy 6 pułku grenadierów. Pochód ruszył przez miasto ku Bazarowi zrywając polskie i koalicyjne flagi, demolując siedzibę NRL. Ok 16.30 pochód dotarł do placu Wilhelmowskiego (obecnie pl.Wolności), mogąc zagrozić Bazarowi, gdzie trwały właśnie przygotowania do przyjęcia i który ochraniany był przez uzbrojone oddziały polskie. Tu musiało więc dojść do konfrontacji. Nie wiadomo, kto pierwszy otworzył ogień. Nie jest to wszelako istotne. Dość powiedzieć, iż walki, które wybuchły po południu 27 grudnia 1918 roku miały spontaniczny charakter i że doprowadziły do usunięcia wieczorem tego dnia sił niemieckich z centrum Poznania. To był początek; w następnych dniach nie tylko wyparto Niemców z Poznania, ale powstanie - równie spontanicznie, jak w stolicy Wielkopolski, rozlało się po poznańskich wsiach i miasteczkach. O tym wszelako, o wysiłku zbrojnym i wysiłku organizacyjnym, o powstańczej dyplomacji i aprowizacji - w następnym numerze.


Lectures 19366 fois

09, (4) 1998 - Boże Narodzenie



Copyright 2003-2024 © Kongregacja Oratorium Św. Filipa Neri i parafia pw. NMP Matki Kościoła w Poznaniu
stat4u
Kalendarz
Czytania
Kongregacja Oratorium Św. Filipa Neri - Poznań