Today is Friday, 29 March 2024
Lection
Gazeta parafialna

Nasz Ojciec Święty

Wspomnienia z Gniezna i Gębarzewa
2 – 4 czerwca 1979r.

Maria Freytag

Przyjazd Ojca Świętego do Polski był nadzieją dla większości Polaków. Wszyscy wtedy myśleliśmy o tym, aby znaleźć się gdzieś blisko i wspólnie cieszyć się jego obecnością.

W tych latach pracowałam jako pielęgniarka w Pogotowiu Ratunkowym w zespole reanimacyjnym. Przed przyjazdem Papieża, Dyrekcja Pogotowia ustaliła plan zabezpieczenia medycznego dla wszystkich wiernych i oczywiście dla Ojca Świętego. Dowiedziałam się, że przydzielono mnie do zespołu reanimacyjnego, przeznaczonego wyłącznie dla Papieża. Byłam bardzo szczęśliwa i zaszczycona, że znalazłam się w tym zespole. Zadaniem naszym było, aby zawsze być blisko Ojca Świętego. Musieliśmy dyskretnie znaleźć swoje miejsce podczas nabożeństw i w czasie całej wizyty.

Do Gębarzewa wyjechaliśmy w przeddzień przyjazdu Ojca Świętego. Ludzie zbierali się na Błoniach już od wieczora, aby następnego dnia powitać Papieża. Na Gębarzewskim Błoniu zgromadzili się pielgrzymi z archidiecezji gnieźnieńskiej oraz poznańskiej, diecezji chełmińskiej, gdańskiej, koszalińsko – kołobrzeskiej i wrocławskiej. Zeszło się wtedy w Gębarzewie około miliona ludzi. Zgromadzeni modlili się i śpiewali pieśni do Ducha Świętego. Tłum potężniał z każdą chwilą i stawał się coraz bardziej zwarty. Grube liny ograniczały sektory i wytyczały wolne miejsca do przejazdu karetek, dziennikarzy i innych pojazdów uprzywilejowanych.

Jesteśmy już na miejscu, gdzie za chwilę wyląduje Ojciec Święty. Wpatrujemy się w błękitne niebo, na którym ukazały się dwa białe helikoptery. Byliśmy przekonani, że w którymś z nich jest Ojciec Święty. Okazało się jednak, że były to osoby towarzyszące Papieżowi. Nagle na niebie pojawił się trzeci helikopter, który zatoczył koło i szczęśliwie wylądował. Ludzie śpiewali głośnio i radośnie „My chcemy Boga”, a w otwartych drzwiach helikoptera pojawiła się biała postać Papieża.

Jeszcze przed lądowaniem wszyscy w zespole zdaliśmy sobie sprawę z tego, dlaczego tutaj jesteśmy i jakie będzie nasze zadanie. Uspokajaliśmy się wzajemnie, że to święty człowiek i naszej pomocy nie będzie potrzebował.

Papież schodzi na ziemię. Wita się z biskupami archidiecezji gnieźnieńskiej. Ojciec Święty idzie pieszo w kierunku ołtarza wzniesionego na wysokim białym podium. Wszyscy cisną się, chcą być jak najbliżej. Ochrona osobista z trudem powstrzymuje napierające tłumy. Ojciec Święty z nieukrywanym wzruszeniem ściska podawane ręce, przytula ludzi do siebie i błogosławi wszystkim.

Powoli wszystko się uspokaja i Ksiądz Prymas Wyszyński wita serdecznie Jana Pawła II, wręczając mu klucze do archidiecezji. Jest to znak, że od tej chwili jest on tutaj jedynym prawdziwym gospodarzem.

Przemówienie Księdza Prymasa przerywane było wiele razy oklaskami i okrzykami. Teraz do mikrofonu podchodzi Ojciec Święty, wita wszystkich serdecznie. Atmosfera tego spotkania od pierwszych chwil była wyjątkowa. Bliskość tak dostojnego gościa i wszystko co się tam działo, wyzwalało w nas radość i poczucie prawdziwego szczęścia. Czuliśmy się wtedy bezpieczni i choć na chwilę mogliśmy zapomnieć o szarej rzeczywistości otaczającego nas wtedy świata.

Przemówienie Ojca Świętego było prawdziwą lekcją historii, katechezą dziejów Kościoła i Polski. Oklaski przerywały to przemówienie, były wyrazem całkowitej aprobaty i zgodności myśli całego milionowego tłumu. Były wyrazem wdzięczności za te słowa. Około południa Papież rozpoczął modlitwę Anioł Pański i po odśpiewaniu błogosławieństwa pontyfikalnego pożegnał zgromadzonych. Wszyscy śpiewają „Sto lat” i jeszcze... „Boże coś Polskę”.

Papież przechodzi do swojego – odkrytego wtedy – samochodu. W odległości kilku metrów, zaraz za ochroną osobistą, ustawiono naszą karetkę. Powoli odjeżdżamy do Gniezna. Na całej długości trasy stoją wielkie gromady ludzi, którzy krzyczą, śpiewają, wiwatują i klaszczą, okazując radość na wszystkie sposoby. Cała droga usłana była kwiatami. Do otwartych drzwi naszej karetki ludzie wrzucali wiązanki kwiatów. Zbierałam je, układałam, ale było ich tyle, że trudno było nad nimi zapanować.

Zbliżamy się do Gniezna przyozdobionego niezliczoną ilością flag biało – czerwonych, biało – żółtych, biało – niebieskich i... czerwonych! Okna przyozdobione obrazami i symbolami narodowymi. Samochód, którym jedzie Ojciec Święty, przyjeżdża pod rezydencję Prymasa Polski. Ogromny entuzjazm ogarnia zgromadzonych wokół katedry. Miejsce dla naszej karetki było przygotowane. Staliśmy w cywilnym ubraniu pod balkonem, na którym za kilka minut pojawił się Ojciec Święty. Tłum wiwatował i wiele razy przerywał oklaskami przemówienie, które tym razem było żartobliwe zarówno w treści, jak i formie. Mszę św. Pontyfikalną koncelebrowali biskupi ordynariusze i dwaj sufragani gnieźnieńscy. Kilka chórów pod dyrekcją Stefana Stuligrosza antyfoną Tu es Petrus rozpoczęło uroczystą Mszę św. na Wzgórzu Lecha. Było to święto Zesłania Ducha Świętego – temu poświęcona była homilia, dotykała również historii Kościoła w Polsce. Jak zwykle – wielokrotne, przerywające homilię oklaski wyrażały zrozumienie, aprobatę i radość. Byliśmy wtedy tak blisko ołtarza, wszystko to działo się naprawdę, a radość Ojca Świętego udzielała się wszystkim obecnym. Po Mszy św. Papież śpiewa ze wszystkimi „Boże coś Polskę”.

Teraz Ojciec Święty przechodzi do rezydencji Prymasa Polski. Zajmujemy „nasze” miejsce pod balkonem, bo wiemy, że Papież wkrótce się tam pojawi. Na godzinę 17. przewidziane było spotkanie liturgiczno – kulturalne z młodzieżą na wzgórzu Lecha. Spotkanie to było dla wszystkich nowym i niepowtarzalnym przeżyciem. Najpierw młodzież mówiła do mikrofonu wyrażając swoją żarliwą wiarę, miłość do Chrystusa i Kościoła i do Papieża! Dalej, Ojciec Święty przybliżył pochodzenie Bogurodzicy, znaczenie tej pieśni. Mówił o kulturze i jej znaczeniu dla całego narodu. Papież zakończył przemówienie modlitwą do Ducha Świętego. Owacje trwają długo. Zaśpiewano Ojcu Świętemu „Sto lat” i kilkakrotnie powtórzono to życzenie. W pewnej chwili Ksiądz Prymas zaintonował „Góralu, czy ci nie żal”. Pierwszą zwrotkę śpiewali wszyscy, natomiast słowa drugiej zwrotki umiało niewielu, Papież więc sam zaśpiewał do mikrofonu. Następnie Ojciec Święty zaproponował, aby wszyscy zaśpiewali „Czerwony pas”, bo to umieją wszystkie pokolenia. Cały tłum rozśpiewał się niczym na harcerskim ognisku. Papież wyraźnie zadowolony uśmiechał się i pozdrawiał wszystkich. Przez ten cały czas znajdowaliśmy się tak blisko Ojca Świętego – widział nas, uśmiechał się i pozdrawiał uniesioną ręką. Spotkanie to trwało do 20.30, a około 22.00 Papież wyszedł jeszcze raz na balkon, aby po raz kolejny pobłogosławić zgromadzonych. Następnie, w towarzystwie Biskupów udał się do Kurii.

Ostatni dzień pobytu to poniedziałek 4. czerwca. Papież pożegnał się z wiernymi zgromadzonymi przed Katedrą i powoli odjeżdża do Gębarzewa. Na lądowisku czekają już helikoptery, a dostojnego gościa żegna Ksiądz Prymas.

Byliśmy bardzo blisko, łzy same cisnęły się do oczu, wiedzieliśmy, że ten wspaniały czas kończy się. Teraz jeszcze kilka słów pożegnania i podziękowania dla wszystkich. Ojciec Święty powiedział między innymi: „...spotykam wszędzie służbę zdrowia, pozdrawiam. Mówię: Cześć polskiej służbie zdrowia! I szczęść Boże!” W tym momencie udziela ostatniego w czasie tej pielgrzymki apostolskiego błogosławieństwa. Wiedzieliśmy, że to ostatnia chwila, aby ucałować rękę Ojca Świętego, ruszyliśmy więc w jego kierunku. Jak spod ziemi wyrosła przed nami ochrona, dokładnie zastawiając Papieża. Widząc to Ojciec Święty usunął się z ich cienia i przywoławczym gestem wywołał nas z boku: „Chodźcie tutaj!” – wskazywał na lukę w ochronie. Oni jednak nie pozwolili, a Ojciec Święty pobłogosławił nas jeszcze raz i odwrócił się w kierunku samolotu...


Read 10723 times

30, (2) 2005 - Nasz Ojciec Święty



Copyright 2003-2024 © Kongregacja Oratorium Św. Filipa Neri i parafia pw. NMP Matki Kościoła w Poznaniu
stat4u
Kalendarz
Czytania
Kongregacja Oratorium Św. Filipa Neri - Poznań