Dziś jest Piątek, 29 marca 2024
Czytania
Gazeta parafialna

Objawienia Maryjne

MATKA BOŻA ZSTĘPUJĄCA
OBJAWIENIE MATKI BOŻEJ LICHEŃSKIEJ

Opracowała Joanna Jachimko

Licheń - z czym miejsce to Polak kojarzy? Czy z tym, że w czasach rzymskich wiódł tędy szlak bursztynowy, a na wzgórzu nad jeziorem, pośród odwiecznych dębów znajdowała się pogańska świątynia, w której czczono bożka zwanego "Lichem". Czy na hasło "Licheń" myślimy o tym, jak to z całej okolicy przychodzili tu ludzie, aby się modlić do bałwana i składać mu ofiary. Nie, to na pewno nie jest zbiorowe skojarzenie. Jeśli ten zakątek zawdzięcza komuś swoją sławę to tylko Matce Bożej, która go sobie upodobała. A było to tak... W dniu 20 października 1813 r. dobiegła końca wielka bitwa narodów pod Lipskiem w Saksonii. W śmiertelnym boju trwającym cztery dni brało udział blisko pół miliona żołnierzy z całej Europy. Na pobojowisku legło 130 tys. walecznych, w tym 10 tys. Polaków. Napoleon bitwę przegrał, zgasły ostatnie nadzieje Polaków. Miał pokonać Rosję, Prusy i Austrię i wrócić nam wolność. A tu co? Czwarty rozbiór Polski - niewola totalna. Pod Lipskiem walczył też Tomasz Kłossowski z zawodu kowal, mieszkaniec parafii Licheń. Na skutek odniesionych ran i ogromnego wyczerpania bliski był śmierci. Ostatkiem sił zaczołgał się w gęste zarośla i zaczął żarliwie wzywać pomocy Maryi. Wyciągnął więc medalik Matki Boskiej Częstochowskiej, który miał na piersi, całował go i modlił się o pomoc, o cud, bo tylko cud mógł go uratować. Maryja wysłuchała ufne błagania wojaka. W zorzy zachodzącego krwawo słońca, na tle jesiennych mgieł ujrzał Tomasz Najświętszą Pannę, jak szła wyniosła przez pobojowisko w amarantowej sukni, w złocistym płaszczu uwidoczniającym symbole Męki Pańskiej, w królewskiej koronie na głowie. Przepięknej urody twarz Niepokalanej była niewymownie bolejąca. Spod przymkniętych lekko powiek smutne oczy patrzyły na Orła Białego, którego Boża Rodzicielka tuliła rękoma na swych piersiach. Maryja, pochylając się nad rannym, obiecała mu zdrowie i powrót do ojczystej ziemi, polecając mu równocześnie, aby się postarał o jej wizerunek. Miał go umieścić w miejscu publicznym w rodzinnych stronach. Obiecała też opiekę nad narodem polskim i moc łask dla tych, którzy będą się do niego modlić. Powróciwszy do kraju pobożny kowal przez wiele lat daremnie poszukiwał upragnionego obrazu. Dopiero w 1836 r., wracając z pieszej pielgrzymki do Częstochowy, w przydrożnej, zawieszonej na drzewie kapliczce dostrzegł namalowany farbami olejnymi na desce modrzewiowej wizerunek Matki Bożej, dokładnie taki, jak nosił w sercu, tylko opatrzony napisem "Królowo Polski, udziel pokoju dniom naszym". Kto go namalował i zawiesił na drzewie nie wiadomo. Tomasz, posłuszny Maryjnemu zaleceniu, zabrał obraz do swego domu w Izabelinie. Kolejnych osiem lat obraz ów, otoczony czcią i szacunkiem, znajdował się w mieszkaniu Kłossowskiego. Dopiero w roku 1844 r., po cudownym uleczeniu z ciężkiej choroby, kowal zdecydował się umieścić obraz w miejscu dla ludzi dostępnym. Wiedziony natchnieniem wyniósł go do lasu grąblińskiego w pobliżu Lichenia i zawiesił w małej kapliczce na sośnie.

* * * * * * * *

W grąblińskiej puszczy pasał bydło pasterz Mikołaj Sikatka - człowiek starszy, cieszący się nienaganną opinią, głęboko religijny. To jemu następnemu Matka Boża ukazywała swe oblicze, a działo się to między majem a sierpniem 1850 r. Podczas objawień Maryja wzywała ludzi do porzucenia grzechu, pokuty i naprawy życia, do rozważania tajemnic i modlitwy różańcowej, do odprawienia Mszy Św. przebłagalnych za grzechy. Gdy mimo wezwań pasterza poprawy u ludzi nie było, Matka Najświętsza w ostatnim objawieniu 15 sierpnia 1850 r., przepowiadając zbliżającą się karę Bożą za grzechy w postaci zaraźliwej epidemii, ogromnie zatroskana dodała: "Gdy przyjdzie kara na zatwardziały Naród ci co się do mojego wizerunku na sośnie udadzą i tam mnie będą wzywać w pokucie - będą pocieszeni, nie zginą, ja ich poratuję. Ale ten obraz niech będzie przeniesiony w miejsce godniejsze, by ludzie do niego przychodzili, cześć mi oddawali i czerpali wszelkie łaski z moich rąk. Przyjdą czasy, że cały Naród Polski będzie mnie czcił w tym wizerunku, a na straży jego będą stali zakonnicy. Tu będzie zbudowany klasztor i proste drogi."

Daremnie bogobojny pasterz wzywał ludzi do modlitwy i pokuty. Daremnie opowiadał o tym, co widział i słyszał. Słowa jego nie padały na podatny grunt. Obrażano Boga pijaństwem i nieczystością, przekleństwami i niezgodą, zdradami małżeńskimi i gwałceniem dni świętych. Brat brata zarąbywał siekierą za skibę ziemi. Kościoły podczas nabożeństw świeciły pustkami, tak że nie miał kto w procesji wziąć świętego obrazu, za to karczmy rozstępowały się od natłoku i hulanek. Szlachta rozpasała się ponad miarę od dobrobytu i bez miłosierdzia gnębiła poddanych. Często się zdarzało, że za ciężką pracę płacono chłopu nie chlebem lecz wódką. Biedny lud z rozpaczy szukał pociechy w zmysłach i gorzałce. Nie szanowano starszych. Syn podnosił rękę na ojca, a matki płakały nad rozpustnymi pannami, które w sadzawkach topiły swe nieślubne dzieci, a idąc do ołtarza stroiły się w białe suknie i welony. Car Polaka na Polaka nastawiał, kusił rublami judaszów, mącił i w mętnej wodzie łowił. W parafii znalazł się nawet zdrajca, który za kilka miedzianych kopiejek doniósł carskiej policji o przypadku Mikołaja, a ten migiem osadzony został w więzieniu w Koninie. Gdy mężny starzec, pomimo prześladowań, tortur, puszczania krwi nie odwołał ani słowa z tego, co opowiadał, ogłoszono go chorym umysłowo i wydano urzędowe oświadczenie, że żadnych objawień nie było. Przecież na objawieniach najlepiej zna się Policja. Zaborców najbardziej drażniło to, że objawiająca się Matka Boża miała na piersiach Białego Orła i że była podobna do wizerunku z grąblińskiego lasu. Doszukiwano się w tym motywów politycznych.

W sierpniu 1852 r. w całej ziemi konińskiej, kaliskiej, sieradzkiej, w okolicach Koła, Turka i Słupcy oraz na Kujawach wybuchła zapowiedziana w objawieniach groźna epidemia cholery. Wymierały całe rodziny i osiedla, tak że zmarłych nie miał kto grzebać. Dopiero wtedy ludzie uwierzyli w prawdomówność pasterza i przypomnieli sobie o obrazie Maryi. Natychmiast w miejscu objawienia, gdzie pokazywano ślady stóp Bożej Rodzicielki, zbudowano kaplicę. Tam też zaczęły gromadzić się nieprzeliczone tłumy ludzi. Wyznawali grzechy swoje, bili się w piersi, obchodzili kaplicę na gołych kolanach, padali krzyżem na ziemię. Przed świętym obrazem działy się teraz dziwne rzeczy: chorzy odzyskiwali zdrowie, umierający życie. Nawet ci, których prawie konających przywieziono - wracali o własnych siłach do swych domów. Decyzją ówczesnego biskupa obraz przeniesiony został do dotychczasowego Kościółka w Licheniu. W 1856 r. stała tam już dość okazała murowana świątynia. I tak kult Maryjny rozwijał się i rozkwitał. Nie co innego, ale łaski sprawiły, że do Licheńskiego sanktuarium ciągnęli pątnicy z całej Polski.

Przyszły czasy II wojny światowej. Na terenach wcielonych do Rzeszy hitlerowcy z całą zajadłością uderzyli w Kościół katolicki. W świątyni i na plebanii urządzono obóz szkoleniowy dla młodzieży hitlerowskiej. Porąbano i spalono ołtarze. Strzelano do krzyży, rozbijano figury Matki Najświętszej. Z wojennej pożogi pozostały tylko cztery gołe ściany kościoła i święty obraz cudem ocalały przed grabieżą. Już w 1941 r. przyjechali po niego żandarmi. Pomimo wysiłków nie mogli jednak odemknąć wnęki za ołtarzem. Również przywołany organista nie mógł podciągnąć lekkiej przecież zasłony zawieszonej na bloczku. W czasie szamotania się z linką na zewnątrz kościoła zaczęły rozlegać się hałasy ( w istocie nic jednak się nie działo) Kiedy żandarmi wybiegli, organista bez najmniejszego wysiłku podciągnął zasłonę, zabrał cudowny obraz, a na jego miejscu umieścił inny. Święty wizerunek pod osłoną nocy wyniesiony ze świątyni ukryty został w prywatnym mieszkaniu, a potem na dworze w Malińcu. W marcu 1945 r. Matka Najświętsza w uroczystej procesji powróciła do ograbionej świątyni.

W kwietniu 1949 r, ks Biskup Karol Radoński z Wrocławia opiekę nad Sanktuarium przekazał Księżom Marianom, jedynemu zakonowi założonemu w Polsce przedrozbiorowej. W listopadzie 1965 r. Ojciec św. Paweł VI wraz z kapitułą Watykańską wydał dekret, w którym publicznie ogłasza, że łaskami słynący obraz Matki Bożej Licheńskiej uznaje za cudowny i poleca go w swoim imieniu ukoronować papieską koroną. Z okazji odnowienia i koronacji wizerunku zdjęto z niego srebrną sukienkę, która od 1863 r., czyli po upadku powstania styczniowego zakrywała nim przed oczami zaborców emblematy narodowe: orła i napis. Matce Bożej nałożono piękną, nową szatę. Uroczystej koronacji dokonał Ks. Kardynał Wyszyński - Prymas Polski.

I tak króluje nam Królowa nieprzerwanie po dziś dzień, a na naszych oczach rośnie i pięknieje nowa świątynia wznoszona ku jej chwale - wotum dziękczynno-błagalne od Narodu Polskiego.


Przeczytano 19872 razy

28, (1) 2004 - Czas MARYJNY



Copyright 2003-2024 © Kongregacja Oratorium Św. Filipa Neri i parafia pw. NMP Matki Kościoła w Poznaniu
stat4u
Kalendarz
Czytania
Kongregacja Oratorium Św. Filipa Neri - Poznań